Energia z OZE dla wytrwałych - czy można sprzedawać swój prąd

Firmy, ale też osoby prywatne chciałyby uzyskać rzeczywistą niezależność energetyczną. Nie tylko cenową, ale i samodzielność wytwarzania energii w sytuacji chociażby awarii sieci.

Publikacja: 15.12.2022 20:51

Energia z OZE dla wytrwałych - czy można sprzedawać swój prąd

Foto: Adobe Stock

Kiedy prawo energetyczne dopuściło do budowy własnych instalacji OZE, a potem pojawiły się państwowe dopłaty do tych instalacji, Polacy ruszyli do akcji. Chcieli nie tylko zaoszczędzić, nieco na energii elektrycznej, ale też zapewnić sobie niezależność energetyczną na przykład w czasie awarii. Wyglądało to całkiem spójnie – właściciel instalacji produkuje na potrzeby własne, nadwyżkę oddaje lub sprzedaje koncernowi energetycznemu, z którym ma umowę na przyłączenie do sieci, a w czasie awarii - ma własną elektrownię. Brzmi wspaniale, ale tak nie jest.

Nawet posiadając własną elektrownię, czy to na dachu, czy w postaci wiatraka, w czasie awarii nie będzie ona mogła pracować dla jej właściciela, nawet, jeśli słońce świeci, a wiatru nie brakuje.

Czytaj więcej

Firmy są gotowe na transformację energetyczną

– Aby mieć swoją instalację, produkować energię, a jednocześnie móc korzystać z prądu od sieci energetycznej, trzeba pogodzić się z tym, że w czasie awarii sieci nasza własna instalacja nie będzie zasilać naszego budynku. Związane jest to z bezpieczeństwem pracy na sieci – wyjaśnia Zbigniew Kinal, prezes OZEOS. – Jedyną zatem drogą do utrzymania własnego zasilania w momencie awarii sieci jest magazyn energii lub znany od dawna i całkowicie nieekologiczny agregat spalinowy.

Co jeśli nie chcemy być przyłączeni do sieci? I używać tylko zielonego prądu? Wówczas musimy sami zapewnić sobie zasilanie, gdy słońce nie świeci, a wiatr nie wieje. Albo, zatem jesteśmy podłączeni do sieci i mamy prąd, gdy ona pracuje, albo jesteśmy stale i całkowicie od niej odcięci, a niezawodność zasilania musimy zapewnić sobie sami. Gdybyśmy jednak uparli się i zapewnili sobie niezależność, budując własną mini elektrownię z magazynem i odcięli się od sieci – jaką mamy możliwość sprzedaży prądu?

Niestety – państwo tu nie pomaga. Do sprzedaży energii z OZE potrzebna jest koncesja, (jeśli masz instalację o mocy zainstalowanej przekraczającej 50 MW), albo – jeśli to mniejsza instalacja - należy uzyskać wpis do rejestru wytwórców energii w małej instalacji, o czym stanowi art. 7 ust. 1 i 8 ustawy o odnawialnych źródłach energii. Łatwo nie jest.

Zamiast upraszczać przepisy i wpływać na energetykę, by inwestowała w rozwój i bezpieczeństwo sieci, rząd postuluje, aby Polacy oszczędzali prąd.

– Mamy za mało jednostek wytwórczych, a co za tym idzie, za mało mocy, żeby pokrywać dzienne zapotrzebowanie. Zamiast rozwijać własne źródła, które zabezpieczą system, w Polsce nadal blokowane są wiatraki na lądzie, a konsekwencje kryzysu ponoszą Polacy, którzy muszą oszczędzać prąd – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Prawo nominalnie nie zabrania stworzenia energetycznej konkurencji dla państwa, ale na razie nie ma na to szans.

Kiedy prawo energetyczne dopuściło do budowy własnych instalacji OZE, a potem pojawiły się państwowe dopłaty do tych instalacji, Polacy ruszyli do akcji. Chcieli nie tylko zaoszczędzić, nieco na energii elektrycznej, ale też zapewnić sobie niezależność energetyczną na przykład w czasie awarii. Wyglądało to całkiem spójnie – właściciel instalacji produkuje na potrzeby własne, nadwyżkę oddaje lub sprzedaje koncernowi energetycznemu, z którym ma umowę na przyłączenie do sieci, a w czasie awarii - ma własną elektrownię. Brzmi wspaniale, ale tak nie jest.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP