Choć Ministerstwo Zdrowia postulowało ograniczanie liczby specjalizacji lekarskich, do konsultacji społecznych trafił projekt rozporządzenia wprowadzający dwie nowe: z gastroenterologii i hepatologii oraz z endokrynologii ginekologicznej i andrologii. Zdaniem ekspertów obie są niepotrzebne i mogą ograniczyć pacjentom dostęp do leczenia.
– Hepatologią, czyli leczeniem chorób wątroby, od kilkudziesięciu lat zajmują się w Polsce lekarze chorób zakaźnych. Mają ogromny dorobek naukowy i dysponują siecią ośrodków przystosowanych do leczenia pod względem kadry i diagnostyki – mówi prof. Waldemar Halota, szef Polskiej Grupy Ekspertów HCV, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Centrum Medycznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy. I dodaje, że ok. 200 tys. chorych z wirusowym zapaleniem wątroby typu C (WZW C) i 450 tys. z WZW B leczy się w ponad 60 ośrodkach chorób zakaźnych i tylko trzech gastroenterologicznych.
– Nie rozumiem, dlaczego gastroenterolodzy, czyli autorzy pomysłu nowej specjalizacji, uzurpują sobie prawo do wątroby. To niezrozumiała „kradzież". Czy nie boją się przejmować naszych pacjentów, którzy przecież mogą zarażać chorych gastrologicznie? – pyta prof. Halota, który hepatologią zajmuje się od 44 lat.
A prof. Robert Flisiak, były prezes Polskiego Towarzystwa Hepatologicznego, zauważa, że oddziały zakaźne są lepiej przystosowane do leczenia pacjentów.
– Choroby wątroby są multidyscyplinarne, bo zaburzenia tego największego narządu w organizmie człowieka mają wpływ na funkcjonowanie m.in. układu nerwowego, endokrynnego czy nerek – podkreśla prof. Flisiak. – A na naszych oddziałach mamy specjalistów także chorób wewnętrznych.