Podczas gdy nowe odmiany Covid-19 zbierają żniwo w postaci lawinowego wzrostu zakażeń, osoby, które miały kontakt z chorymi, zgłaszają trudności z dodzwonieniem się do przychodni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), by dostać skierowanie na test na koronawirusa. Napór na POZ odnotowało też Ministerstwo Zdrowia, które w ubiegłym tygodniu odnotowało 125 tys. zgłoszeń, o 29 tys. więcej niż tydzień wcześniej.
Objętym kwarantanną, z którymi miała kontakt „Rz", udało się to dopiero drugiego dnia. Mama dziecka z podejrzeniem koronawirusa dodzwoniła się, ale usłyszała, że przez najbliższy tydzień nie ma już wolnych terminów teleporady i ma dzwonić do nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, do której telefony znajdzie na stronie NFZ. Po dwóch godzinach dzwonienia dała za wygraną.
Czytaj także: Walka z epidemią koronawirusa: nie każdy błąd lekarza bez kary
Być może kanały w POZ udrożni ostatnia decyzja resortu zdrowia, który ograniczył teleporady. Nowe regulacje podwyższają dolną granicę wieku do sześciu lat, chyba że rodzic wyraźnie zażyczy sobie teleporady. Z kolei osoby powyżej 65. roku życia będą mogły zamiast porady zażyczyć sobie wizyty w tradycyjnej formule. Z drugiej jednak strony może się okazać, że lekarze zajmujący się stacjonarnie dziećmi do szóstego roku życia i pacjentami 65+ nie będą mieli czasu na teleporady.
Sanepid nie zadzwonił
Z kolei problemy w kontakcie z inspekcją sanitarną mają rodzice przedszkolaków i uczniów klas I–III, które nie zostały objęte zdalnym nauczaniem. O tym, że w grupie pięciolatka z Mokotowa jest dziecko z potwierdzonym koronawirusem i chłopiec przebywa na kwarantannie, jego rodzice dowiedzieli się we wtorek wieczorem z e-maila od dyrektora przedszkola. Zostali więc w domu w oczekiwaniu na e-mail od sanepidu. Nie dostali go do niedzieli, czyli ostatniego dnia kwarantanny. – Dyrektor zaznaczył, że w kwarantannie jesteśmy tylko my, nie Adaś. Mimo to ograniczyliśmy kontakty i prawie nie ruszaliśmy się z domu – mówią rodzice dziecka.