Mimo sprzeciwu Rządowego Centrum Legislacji (RCL) w prawie o szkolnictwie wyższym utrzymano przepis o przymusowej emeryturze. Zgodnie z art. 127 stosunek pracy mianowanego nauczyciela w uczelni publicznej wygasa z końcem roku akademickiego, w którym nabędzie on prawo do emerytury, a profesora – z końcem 70. roku życia.
Ministerialny spór
Jacek Krawczyk, wiceprezes RCL, wskazuje, że takie ograniczenie jest sprzeczne z art. 65 konstytucji gwarantującym wolność wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy. Co prawda ustawodawca może określić wyjątki od tego prawa, ale tylko wtedy, gdy chronią one określone wartości lub realizują zamierzone cele. Według Krawczyka ograniczenie mianowanemu nauczycielowi prawa do kontynuacji zatrudnienia temu nie służy. A zgodnie z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu z 16 października 2007 r. w sprawie Palacios (C-411/05), przepisy umożliwiające rozwiązanie stosunku pracy ze względu na nabycie praw emerytalnych nie dyskryminują ze względu na wiek, jeżeli w ramach prawa krajowego zostanie to obiektywnie i racjonalnie uzasadnione.
Stara kadra
Inaczej uważa Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. Wskazuje, że celem ograniczenia jest racjonalizacja zatrudnienia w uczelniach. Ma umożliwić młodym zdobycie samodzielności naukowej.
Z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wynika, że w uczelniach pracuje ponad 76 tys. doktorów, 23 tys. doktorów habilitowanych i 10 tys. profesorów. 79 proc. doktorów habilitowanych ma ponad 50 lat, a 71 proc. profesorów – ponad 60. Zdaniem Kudryckiej to zła struktura wieku.
Każdy związany ze szkolnictwem wyższym dobrze wie, że liczba etatów jest ograniczona. Jeśli zajmują je starsi profesorowie na podstawie mianowania, to blokują awans młodszym kolegom.