Nie będą to już zwykłe mandaty – polskie, niemieckie czy włoskie, tylko euromandaty. Najważniejsze jest jednak nie to, że będą one wszędzie jednakowej wysokości, ale to, że trudno będzie uciec przed ich egzekucją.
Już dziś Komisja Europejska przygotowuje dyrektywę, na podstawie której ma zamiar skłonić państwa członkowskie do prac nad wspólnym taryfikatorem unijnych wykroczeń na drogach. Dla piratów drogowych pocieszające może być to, że na początek wspólny system karania obejmowałby tylko niektóre wykroczenia. Oczywiście te najbardziej niebezpiecznie i nagminnie popełniane. Dotyczy to przejazdu na czerwonym świetle, przekroczenia dozwolonej prędkości, jazdy na podwójnym gazie (pijani i nietrzeźwi kierowcy), bez zapiętych pasów i obowiązkowego fotelika dla maluchów.
Dlaczego akurat te? – Bo to one stanowią największe zagrożenie nie tylko na polskich, ale także na wszystkich europejskich drogach – tłumaczy Łukasz Banikowski, specjalista od bezpieczeństwa ruchu drogowego. Z policyjnych statystyk wynika też, że właśnie te wykroczenia są najczęstszą przyczyną wypadków, z których 30 proc. kończy się śmiercią przynajmniej jednego uczestnika. Z czasem tych jednolicie karanych wykroczeń mogłoby być znacznie więcej. Ale cała procedura ma być rozłożona na długie lata.
[wyimek]Kierowcom trudno będzie uciec przed egzekucją euromandatów[/wyimek]
Powodzenie euromandatów w dużej mierze zależy od uruchomienia systemu komputerowego, który połączyłby rejestry kierowców i pojazdów poszczególnych państw. U nas jest to popularny CEPiK, czyli Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, z której korzystają policjanci z drogówki. Dzięki niej w kilka minut mogą sprawdzić konto punktów karnych zatrzymanego, posiadanie ubezpieczenia OC czy nawet prawa jazdy. Połączony system unijny działałby na identycznych zasadach. Tak np. francuski policjant nie miałby kłopotu z identyfikacją polskiego auta za granicą, a polski – francuskiego.