Upada gospodarstwo rybackie "Polesie"

Najlepsze w Polsce gospodarstwo rybackie jest na granicy upadłości, bo państwowe instytucje odmówiły odszkodowania za śnięcie ryb, spowodowane wirusem. A jest to choroba zwalczana z urzędu

Publikacja: 14.09.2011 04:00

Upada gospodarstwo rybackie "Polesie"

Foto: ROL

Gospodarstwo rybackie "Polesie" ma ponad 700 ha stawów malowniczo położonych w otulinie Poleskiego Parku Narodowego. Za długoletnią i prowadzoną z sukcesami hodowlę karpi "Polesie" zostało trzy lata temu uznane za najlepsze w Polsce gospodarstwo rybackie. Były gratulacje, dyplomy i medal od ministra rolnictwa dla prezesa i współwłaściciela Andrzeja Armacińskiego.

Nieszczęście spadło na przedsiębiorstwo w czerwcu tego roku. W stawach zaczęły się śnięcia karpi.

- Przyczyną jest wirus KHV. To choroba zwalczana z urzędu, na którą nie ma leku. Do tego żadna firma ubezpieczeniowa w Polsce, nie ubezpiecza karpi od śnięcia i chorób. Mogliśmy więc tylko liczyć na odszkodowanie wypłacone przez państwo, co wynika z ustawy z dnia 11 marca 2004 r. o ochronie zwierząt - opowiada Andrzej Armaciński.

Ustawa zobowiązuje organy weterynarii do zwalczania chorób zakaźnych wymienionych w załączniku nr 2 (wśród nich wywołanych wirusem KHV). W art. 49 wskazano m.in. iż za ryby słodkowodne zabite lub poddane ubojowi z nakazu organów Inspekcji Weterynaryjnej albo za zwierzęta padłe w wyniku zastosowania zabiegów nakazanych przez te organy (...) przysługuje odszkodowanie ze środków budżetu państwa.

Dariusz Suchodolski powiatowy lekarz weterynarii w Parczewie nakazał, by "Polesie" samo zbierało śnięte ryby i utylizowało je na własny koszt.

- Zebraliśmy ponad 120 ton i wydaliśmy na utylizację ponad 30 tysięcy zł. Widząc, iż zalecenia weterynarzy z Parczewa nie przynoszą żadnych efektów, odwołałem się od decyzji do wojewódzkiego lekarza. W mojej ocenie jedynym sposobem powstrzymania wirusa było spuszczenie wody z zakażonych stawów i utylizacja reszty żyjących karpi. I o to wystąpiłem - opowiada prezes i współwłaściciel "Polesia".

Wojewódzki weterynarz Jerzy Zarzeczny utrzymał w mocy decyzję kolegi z Parczewa. Powołał się na rozporządzenie ministra rolnictwa. Z analizy rozporządzenia, zdaniem lekarza wynika, że "nie ma możliwości zastosowania środka polegającego na nakazaniu uboju i utylizacji pozostałych przy życiu ryb". Dlaczego? "Rozporządzenie takiego środka nie wymienia (...) Dopuszcza natomiast odławianie pod nadzorem powiatowego lekarza weterynarii ryb, które osiągnęły rozmiary handlowe i nie wykazują objawów klinicznych choroby" napisał Dariusz Suchodolski.

- Postępowanie odwoławcze zajęło wojewódzkiemu lekarzowi ponad miesiąc. W tym czasie choroba, za pośrednictwem ptactwa, rozprzestrzeniła się na całe gospodarstwo i nie było mowy o odłowie czegokolwiek. Pouczono mnie, że odszkodowania nie dostanę - mówi Armaciński.

- Wirus KHV nie przenosi się na człowieka, ale u karpi zabija 95 proc. dotkniętej populacji. Choroba jest nowa. W Polsce po raz pierwszy stwierdzono ją w 2004 r. Hodowcy nie mają jak i czym bronić przed nią swoich karpi. Mogą liczyć tylko na odszkodowanie ze strony państwa. Znam podobny przypadek z województwa podkarpackiego, gdzie powiatowy lekarz weterynarii przyznał odszkodowania gospodarstwu dotkniętemu wirusem KHV - mówi dr. Jan Żelazny kierownik zakładu chorób ryb Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.

Straty "Polesia" sięgnęły 4 mln zł. Prezes pomocy szukał wszędzie.

- Wojewoda Genowefa Tokarska nie znalazła czasu na rozmowę. W sierpniu zwróciłem się o pomoc do ministerstwa rolnictwa, do wiceministra ds. rybactwa Kazimierze Plocke.

Rzecznik ministra rolnictwa Małgorzata Książyk tłumaczy, że o odszkodowaniu decyduje powiatowy lekarz weterynarii i jest to decyzja ostateczna. Przedsiębiorca może najwyżej pójść do sądu. Ministerstwo nie ma sobie nic do zarzucenia.

"Skierowaliśmy prośbę o dodatkowe informacje w tej sprawie. Dostaliśmy je 25 sierpnia. Obecnie są analizowane w celu wypracowania możliwie najlepszych rozwiązań - tłumaczy pani rzecznik.

- W ciągu 2,5 miesiąca z najlepszego gospodarstwa rybackiego w Polsce, nie z mojej winy, stałem się bankrutem, a ludzie pozostali bez pracy. Mój ojciec - rybak mawiał, że karp to taka ryba-złoto, ryba-błoto. Teraz wiem, że jeśli będziemy dalej tak traktowani przez urzędników państwowych, to za 2-3 lata nikt nie kupi rodzimego karpia na Wigilię. Sprowadzą mrożonego chińskiego czy z krajów ościennych, a nawleczone z nimi choroby dokończą dzieła likwidacji polskich stawów - podsumowuje z goryczą Andrzej Armaciński.

Gospodarstwo rybackie "Polesie" ma ponad 700 ha stawów malowniczo położonych w otulinie Poleskiego Parku Narodowego. Za długoletnią i prowadzoną z sukcesami hodowlę karpi "Polesie" zostało trzy lata temu uznane za najlepsze w Polsce gospodarstwo rybackie. Były gratulacje, dyplomy i medal od ministra rolnictwa dla prezesa i współwłaściciela Andrzeja Armacińskiego.

Nieszczęście spadło na przedsiębiorstwo w czerwcu tego roku. W stawach zaczęły się śnięcia karpi.

Pozostało 89% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów