Projekt nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym, nad którym właśnie pracują posłowie, nakłada na uczelnie obowiązek korzystania z systemów antyplagiatowych. Szkopuł w tym, że prace dyplomowe będzie mogła sprawdzić każda firma deklarująca skuteczność w wykrywaniu zapożyczeń. Nie ma żadnych przepisów regulujących działanie takiego systemu.
Nowela wprowadza art. 167a. Zgodnie z nim uczelnia będzie zobowiązana do sprawdzania pisemnych prac przed egzaminem dyplomowym z wykorzystaniem programów antyplagiatowych. Nie ma tu jednak definicji programu antyplagiatowego, co stwarza ryzyko wypłynięcia na rynek firm, które stworzą nieskuteczne systemy.
– Nie zostały określone nawet minimalne wymagania. Pozostawienie artykułu w takim brzmieniu może spowodować, że część uczelni, w związku z trudną sytuacją finansową wynikającą z niżu demograficznego, będzie korzystała z rozwiązań o zerowej skuteczności. Podczas ich wyboru będą kierować się wyłącznie kryterium najniższej ceny – obawia się Sebastian Kawczyński, prezes firmy Plagiat.pl, obecny lider rynku systemów antyplagiatowych.
Podobnego zdania jest prof. Marek Kręglewski, dyrektor Międzyuniwersyteckiego Centrum Informatyzacji w Poznaniu, które obecnie tworzy system konkurencyjny dla Plagiat.pl.
– Dla dobra sprawy, czyli skutecznego wykrywania plagiatów, trzeba zapisać w ustawie, by minister mógł wydać rozporządzenie w sprawie sposobu działania systemów antyplagiatowych. Powinno ono określić wymogi techniczne, jakie muszą spełniać – uważa prof. Kręglewski.