[b]Z powodu sprawy rozpatrywanej ostatnio przez Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu wróciło pytanie o niezależność prawników zatrudnionych w przedsiębiorstwach. Rzecznik generalny Trybunału uważa, że nie może być o niej mowy, bo są opłacani przez pracodawcę. Jak to jest?[/b]
[b]Waldemar Koper:[/b] Niezależność jest dla prawników piekielnie ważną zasadą. Tylko że ona bierze się z osobowości, a nie z formy współpracy z klientem. W praktyce jest to umiejętność mówienia „nie”, obrony własnego zdania, gdy klient naciska, nieważne, czy wewnętrzny czy zewnętrzny. Mój pogląd na to wynika z wielu obserwacji środowiskowych, ale też z własnych doświadczeń. Spotykałem prawników z kancelarii, którzy potrafili być, mówiąc eufemistycznie, bardzo elastyczni. W „amerykańskim” modelu firm adwokackich preferuje się taki sposób świadczenia usługi, w którym klient ma zawsze rację, czyli w praktyce spełnia się prawie każde jego życzenie.
Uzależnienie finansowe prawnika zewnętrznego może być co najmniej takie samo, a może nawet większe niż wynikające z podporządkowania służbowego prawnika wewnętrznego. Jeżeli kancelaria traci ważnego klienta, to przecież istotnie spadają jej przychody, a to często wpływa i na jej reputację.
Optymalny model to zatrudniony na etacie szef działu prawnego w przedsiębiorstwie, który wyjaśnia, jak obiektywnie rozumieć prawo, a dopiero później szuka taktycznych możliwości rozwiązania wynikających z tej interpretacji problemów. I pozostaje nieugięty, jeśli to konieczne.
[b]Rzecznik nie mówiła tylko o formalnym związku z firmą. Wspomniała o lojalności, która może wynikać z głębszych, emocjonalnych więzi. Dla prawnika z kancelarii firma jest tylko klientem.[/b]