Obowiązek dokształcania się wprowadziło wiele korporacji, w tym adwokacka i radcowska. Nie jest  trudny do spełnienia, nic więc nie usprawiedliwia jego zaniechania, można jednak na ów obowiązek spojrzeć inaczej: że nie odgrywa aż takiej roli w pracy radcy czy adwokata.

W ostatni czwartek Sąd Najwyższy uniewinnił radczynię z Warszawy ukaraną przez korporacyjne sądy dyscyplinarne naganą za nieuczestniczenie w szkoleniach. Wytknął samorządowi, że nie ma prawnej podstawy do karania radcy za niedopełnienie tego obowiązku. Taka ingerencja w wolność człowieka musi mieć bowiem wyraźną podstawę ustawową, a nie wykoncypowaną przez samorząd z kilku przepisów, z przekroczeniem zresztą zasad wykładni.

Wprawdzie rzecznik dyscyplinarny radców prawnych argumentowała, że większość członków korporacji garnie się do szkoleń, że dotyczą one nowych sfer aktywności prawników, np. prawa nowych technologii, można jednak zapytać: jeżeli szkolenia są tak atrakcyjne, to po co do nich przymuszać sądem dyscyplinarnym? Radcy jako osoby w pełni dojrzałe sami najlepiej wiedzą, jakiej ekstrawiedzy im trzeba do pracy.

Założę się, że przy obecnym trudnym rynku  radca czy adwokat, który dostaje sprawę z nowymi problemami prawnymi, wertuje książki i orzecznictwo całe wieczory, aż do wyczerpania tematu. Inaczej niż np. sędzia, musi bowiem walczyć o utrzymanie się na rynku. Na tym tle dwugodzinny wykład raz na kwartał w ramach korporacyjnego dokształcania  to kropla w morzu wiedzy, jaka jest potrzebna do wygrania sprawy.

Owszem, zdarza się prawnikom prowadzić sprawy fatalnie, a nawet skandalicznie, ale to efekt poważniejszych zaniedbań czy to w sferze ogólnej edukacji prawniczej, czy etycznej kondycji, a nie opuszczania dodatkowych szkoleń. Dodam, czego prawnicy mają przecież świadomość, że za zaniedbania w świadczeniu usług prawnych grożą im procesy ze strony klientów, a polisa ubezpieczeniowa nie pokrywa nieraz całego odszkodowania. Za takie przewinienia dyscyplinarki jak najbardziej powinny być uruchamiane. Ale nie za szkolenia.