Rz: W 2011 roku najlepiej opłacani szefowie giełdowych spółek zarobili ponad milion euro. Zaskoczyło to pana?
Zbigniew Dudziński: Tak naprawdę ze statystyki trzeba by wyłączyć takich prezesów jak Janusz Filipiak, którzy są głównymi akcjonariuszami swych firm i sami sobie ustalają wynagrodzenie. Ma to często niewiele wspólnego z rynkowymi stawkami. Według naszych badań te stawki w zeszłym roku wcale się specjalnie nie zwiększyły.
Jednak 9-proc. wzrost średniego wynagrodzenia prezesa nie wygląda chyba źle?
Tak naprawdę nie wiemy, co się zawiera w publikowanych przez spółki danych płacowych. Do rocznych wynagrodzeń często wlicza się odprawy, które w ostatnich latach są negocjowane na bardzo wysokim poziomie i zawyżają średnią. Podwyższają ją też zarobki najlepiej opłacanych szefów największych firm – ale takie osoby to wyjątki. Bez nich średnia jest wyraźnie niższa, choć i tak rośnie, m.in. ze względu na międzynarodową konkurencję na najwyższych stanowiskach. Dziś nie tylko w zarządach, ale i na stanowiskach dyrektorów w dużych spółkach często pracują cudzoziemcy. Mamy już jeden, globalny rynek pracy dla menedżerów.
Z informacji, którymi ekscytują się media na Zachodzie, wynika jednak, że polskim szefom daleko jeszcze do tamtych rekordów...