Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa od co najmniej 10 lat notuje coraz mniej zgłoszeń od uczniów i czeladników, którzy poszukują miejsc praktyki zawodowej. Najbardziej dramatyczna jest sytuacja na wschodzie Niemiec i na prowincji. Mieszkańcy tego regionu w poszukiwaniu pracy lub wyższych zarobków jadą na zachód. Przedsiębiorcy ze wschodnich landów zapraszali do siebie na praktyki absolwentów polskich szkól zawodowych, ale okazało się, że słaba znajomość niemieckiego oraz tzw. różnice kulturowe sprawiły, iż tylko garstka Polaków przetrwała na praktykach.
W tym roku wolnych jest jeszcze 10 tys. miejsc - większość w zakładach rzemieślniczych. Młodzi Niemcy nie chcą iść do szkół zawodowych - wolą uczelnie wyższe licząc na wyższe zarobki. Zdarza się też, że absolwenci szkół zawodowych, którzy trafiają na praktyki, muszą z nich rezygnować po 4-miesięcznym okresie próbnym, no okazuje się, że sobie nie radzą. Jeden z przedsiębiorców z Colditz w Saksonii płaci każdemu praktykantowi po 1000 euro, jeśli zdoła ten okres próbny przetrwać.
Są jednak takie miejsca gdzie jest mniej miejsc niż chętnych na nie absolwentów, tak jest na przykład w Berlinie, Hesji, Dolnej Saksonii czy Nadrenii Północnej-Westfalii. Tam na miejsca na praktykach mogą liczyć tylko "piątkowi" absolwenci szkół zawodowych.