Putin traci popularność z powodu reformy emerytur

Związki zawodowe zapowiedziały manifestacje w ponad 70 miastach kraju. Mimo to Kreml nie jest zaniepokojony.

Aktualizacja: 28.06.2018 23:59 Publikacja: 27.06.2018 19:00

Putin traci popularność z powodu reformy emerytur

Foto: AFP

– Nie robiłbym z tego tragedii – powiedział rzecznik Putina, pytany o spadek zaufania do prezydenta.

Czytaj więcej:

Rosja: Początek protestów przeciw reformie emerytalnej

Socjologiczny ośrodek Obszczestwiennoje Mnienie odnotował w ciągu tygodnia spadek zaufania do Władimira Putina z 75 do 67 proc. i zmniejszenie ilości zadowolonych z jego działalności z 75 do 69 proc. Uznano, że zostało to spowodowane ujawnieniem planów reformy emerytalnej.

W dniu rozpoczęcia mundialu premier Dmitrij Miedwiediew poinformował, że stopniowo będzie podwyższany wiek emerytalny: dla mężczyzn z 60 do 65 lat, a kobiet z 55 do 63. Jednak w 2005 roku, na początku swej drugiej kadencji prezydenckiej Władimir Putin zapowiedział: – Dopóki jestem u władzy, wiek emerytalny nie będzie podwyższony.

– Mimo wszystko to było 13 lat temu. A obecnie prezydent nie uczestniczy w procesie – jego rzecznik zapewniał, że Putin obecnie nie ma nic wspólnego z reformą, którą jakoby przygotowywał tylko rząd Miedwiediewa. Jak się zdaje, Rosjanie nie uwierzyli. Socjologowie obecnie zastanawiają się, czy ostatni spadek popularności prezydenta jest tylko chwilowy, czy może to początek dłuższego procesu.

– To jest jednak poważna sprawa, już choćby dlatego, że od dłuższego czasu popularność Putina utrzymywała się bez przerwy na wysokim poziomie – jak zaczarowana. A tu zaczęła padać – uważa jednak socjolog Grigorij Kertman.

– Aktywność protestacyjna w regionach nie jest zbyt duża – zapewnił jeden z kremlowskich urzędników moskiewską gazetę „Wiedomosti”. Rzeczywiście, od 18 czerwca tylko w 11 miastach odbyły się mityngi przeciw zapowiadanej reformie. Brało w nich udział jedynie od 100 osób (Astrachań) do tysiąca (Krasnojarsk). Przy czym w miastach, które są gospodarzami mundialu (a to największe w Rosji), nie wolno organizować publicznych protestów.

Jednak związki zawodowe zapowiadają zorganizowanie protestów w kolejnych 70. Mimo to Kreml nie wydaje się zaniepokojony. Dziennikarze i eksperci w Moskwie wskazują, że związki zawodowe w putinowskiej Rosji są bardzo uzależnione od władzy wykonawczej, a sam ich szef Michaił Szmakow przyjaźni się z byłym szefem FSB i obecnym sekretarzem kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa, generałem Nikołajem Patruszewem. – Tak czy inaczej, ktoś musi protestować i bezpieczniej, by to oni robili – cytują „Wiedomosti” kremlowskiego urzędnika.

Ale nawet pracownicy administracji prezydenta zaczynają się niepokoić, że sytuacja „zaczyna się wymykać spod kontroli”. W poszczególnych regionach związkowcy – pod naciskiem społecznych nastrojów – zaczynają domagać się ostrzejszych form protestu oraz szukać sojuszników wśród opozycyjnych partii i organizacji. W dniu opublikowania zmian socjologowie stwierdzili, że 90 proc. Rosjan jest przeciwko nim. Jednocześnie nawet według oficjalnych danych z pierwszych pokoleń objętych zmianami do emerytury nie dożyje 17,4 proc. mężczyzn oraz 6,5 proc. kobiet. Ponad 3 mln Rosjan podpisało petycję na stronie Change.org domagającą się rezygnacji ze zmian, w sumie w internecie zebrano ponad 5 mln podpisów pod różnymi dokumentami krytykującymi ją.

Szef związków Szmakow natychmiast zapowiedział, że nie będzie wspólnych akcji ze stronnikami opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Jak się okazało – za późno. Nie zważając bowiem na mundial, Nawalnyj wezwał do demonstracji 1 lipca, również w miastach, w których nie wolno tego robić. Część związkowców już go poparła.

Polityka
Niestrategiczna broń jądrowa. Łukaszenko zapowiada "ostateczną decyzję"
Polityka
Andrzej Łomanowski: Piąta inauguracja Władimira Putina częściowo zbojkotowana. Urzędnicy czekają na awanse
Polityka
Władimir Putin został po raz piąty prezydentem Rosji
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu