Wypowiedź wicepremiera Jarosława Gowina dla „Do Rzeczy” o tym, że rząd może ignorować orzeczenie TSUE, jeśli „Trybunał dopuści się precedensu i usankcjonuje zawieszenie prawa przez Sąd Najwyższy”, stała się niemal od razu wiodącym tematem początku nowego tygodnia. – To moje własne stanowisko. Jestem liderem jednej z partii w Zjednoczonej Prawicy. Nad stanowiskiem rządu będziemy się zastanawiać wtedy, gdy zapadnie orzeczenie TSUE – tłumaczył w poniedziałkowy poranek Gowin w radiowej Trójce.
Czytaj także: Chrabota: Za sprawą Gowina powiało grozą
Politycy PiS od dawna powtarzali, że nie ma szans na zmianę ich podejścia, jeśli chodzi o Sąd Najwyższy i wymiar sprawiedliwości.
Papierek lakmusowy
„To jest albo-albo. Jeśli nie zreformuje się sądownictwa, inne reformy mają mały sens, gdyż prędzej czy później zostaną przez takie sądy, jakie mamy, zanegowane, cofnięte” – mówił na początku lipca prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem „Sieci”. Komentując wypowiedź wicepremiera w porannym programie #RZECZoPOLITYCE, w poniedziałek Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS, stwierdził, że słowa Gowina oddają nastroje w rządzie. – Można się spodziewać, że ta wypowiedź to swoisty papierek lakmusowy, który ma pokazać reakcje na obraną przez obóz rządowy linię – mówi nam poseł PiS, zaangażowany w sprawy wymiaru sprawiedliwości.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” wicepremier mówi, że jego wątpliwości dotyczą poszerzania przez TSUE swoich kompetencji. – Trybunał Sprawiedliwości ma oczywiście prawo oceniać zgodność ustaw z przepisami unijnymi. Ale ani Trybunał Sprawiedliwości, ani żaden inny organ wspólnotowy nie ma prawa ingerować w rozstrzygnięcia konstytucyjne państw członkowskich – tłumaczy.