Ta prosta obserwacja z elementarza polityki powinna być oczywista dla każdego, zwłaszcza człowieka tak doświadczonego jak Jarosław Gowin. Ten jednak dał się złapać na haczyk.

Jego słowa o polskim rządzie, który „nie będzie miał innego wyjścia” i zignoruje orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej od rana w poniedziałek wywołały burzę i niekończące się komentarze krytyków rządu. Po południu Gowin zaczął wycofywać się z tych słów rakiem, mętnie tłumacząc, że chodziło wyłącznie o potencjalną sytuację, w której TSUE usankcjonuje prawo sądów do zawieszania wszystkich ustaw, co byłoby ryzykowne dla obywateli Unii. Nie był jednak w tym przekonujący. Pozostaje więc jasne, że po prostu wyrwał się przed orkiestrę. Publicznie dał wyraz nastrojom, które panują w rządzącej koalicji. Powiedział głośno to, co w PiS mówi się po cichu i wciąż w formie hipotezy.

Czy Gowin zagrał tę rolę świadomie? Czy było to skonsultowane? Czy był to balon próbny? Szczerze wątpię, bo nawet jeśli taka opcja jest rozważana na poważnie, to nie powinna być ogłoszona przez wyrokiem Trybunału. Jej ujawnienie to prosty błąd taktyczny, który wyzwoli falę hejtu wobec rządzącej koalicji i zmasakruje jej próby uwiarygodniania się u zagranicznych partnerów. Jarosław Gowin zachował się nieostrożnie również jako wicepremier. Nie pomyślał, że skończyły się czasy podziału na politykę wewnętrzną i zagraniczną, że wszystko co powie na użytek krajowej gry wyborczej odbija się głośnym echem w świecie. Wcale więc nie dziwią schodzące od rana pytania, czy to oficjalne stanowisko rządu, czy uzgodnione z koalicjantem, czy ostateczne? Jeśli takie słowa padają z ust polskiego wicepremiera, to każde zapytanie jest zasadne. Ale odłóżmy na bok analizę taktyki komunikacyjnej rządzących, to sprawa naprawdę mniej ważna.

Znacznie ważniejsze jest, że słów polskiego wicepremiera powiało grozą. Europa usłyszała, że jeden z najwyższych rangą polskich polityków zapowiada bunt polskiego rządu wobec instytucji europejskich. Eskaluje konflikt z Unią w kwestii praworządności. Grozi, że Polska wypadnie z systemu prawnego Europy. Dla wielu to wyraźna zapowiedź Polexitu, dla niektórych – jak choćby konstytucjonalisty - Ryszarda Piotrowskiego, zawieszenia polskiej konstytucji. Dla biznesu, kapitału krajowego i zagranicznego sygnał do zwinięcia żagli. Czy aby na pewno o to chodziło Jarosławowi Gowinowi? A jeśli nie, czyżby zapomniał ile złego czyniły rzucane en passant choćby przez W. Waszczykowskiego „złote myśli”?

Mleko się rozlało. Jest już za późno, by je zabrać sucha ścierką i udawać, że nic się nie stało. Jedyny może z tego pożytek, że Europa poznała plany rządu i ma czas na przemyślenie scenariuszy, a PiS głębiej się zastanowi, zanim podejmie tragiczną dla Polski decyzję.