Minister w RMF FM komentował zapowiedź Związku Nauczycielstwa Polskiego, który zdecydował we środę o kontynuacji protestu. Będzie to strajk włoski. Nauczyciele powstrzymają się od wykonywania niepłatnych prac wykraczających poza ich podstawowy zakres obowiązków. Oznacza to, że w protestujących szkołach nie będzie już dyskotek, zielonych i białych szkół czy wycieczek.
Dowiedz się więcej: Od 15 października w szkołach protest włoski
- Po pierwsze, strajku tak rozumianego, jak wiosną tego roku, słychać i widać, że nie będzie. Z tego, co pamiętam, w szkole zawsze było tak, że część nauczycieli wychodziła poza swoje obowiązki, wykonywała je, a część nie - pewnie na tym ten strajk ma nadal polegać - mówił Piontkowski.
- Pan Broniarz jednocześnie powiedział, że każdy nauczyciel sam będzie decydował. Ja pamiętam ze swojej praktyki szkolnej, że część nauczycieli wykonywała nawet te obowiązki, które do nich nie należały, bo np. chcieli pomóc pani Basi w inwentaryzacji, o której pan Broniarz mówi, która odbywa raz na ileś tam lat, część nauczycieli jeździła na wycieczki, część nie - i, widzę, ten protest będzie nadal na tym polegał - tłumaczył minister. Jego zdaniem „to jest sygnał, że nauczyciele ciągle uważają, że należy coś jeszcze zrobić w prawie oświatowym, w sytuacji w szkole”. - I będziemy rozmawiali. Ja wielokrotnie deklarowałem, że chcę rozmawiać - także na temat przyszłych zmian - zapowiedział.
Piontkowski zaznaczył, że „w tej chwili nie ma żadnych prac prowadzonych związanych z przywróceniem przyspieszonej emerytury” dla nauczycieli. Przekonywał przy tym, że nauczyciele za rządów PiS otrzymali „najwyższą podwyżkę w skali jednego roku, jaka kiedykolwiek miała miejsce”. - Łącznie około 15 procent - tłumaczył. Zaznaczył, że „ta regulacja, która podniosła minimalne wynagrodzenia nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu zawodowego, wymaga zmiany”.