Informacja pojawiał się dzień po tym, jak co najmniej 45 osób zginęło 28 listopada w czasie demonstracji w Iraku. Dzień wcześniej protestujący wtargnęli do irańskiego konsulatu w mieście An-Nadżaf i podpalili budynek.
Demonstracje w Iraku trwają od początku października. Ich uczestnicy protestują przeciwko wysokiemu bezrobociu, korupcji na szczytach władzy, ale również przeciwko zbyt dużemu wpływowi obcych państw na obecne władze - jednym z tych państw jest właśnie Iran wspierający obecny rząd Iraku na czele którego stoi Abdul Mahdi.
Premier Iraku wcześniej odrzucał wezwania do dymisji o co apelował m.in. wpływowy szyicki duchowny Muktada as-Sadr, który od początku wspiera protesty w Iraku. As-Sadr ostrzegał jednocześnie tych, którzy podpalili konsulat, że takimi działaniami narażają się na gwałtowną reakcję władz, które mogą w ten sposób "zakończyć rewolucje". "Trzymajcie się z dala od miejsc kultu" - napisał as-Sadr na Twitterze. Dodał, że jeśli rząd nie ustąpi wówczas obecne wydarzenia są "początkiem końca Iraku".
W piątek o wycofanie poparcia dla rządu zaapelował do parlamentu czołowy szyicki duchowny w Iraku, wielki ajatollah Ali al-Sistani. Duchowny ocenił, że rząd "wydaje się nie być w stanie poradzić sobie z wydarzeniami ostatnich dwóch miesięcy". - Parlament musi rozważyć ponownie swój wybór (rządu) i ocenić, co leży w interesie Iraku - stwierdził w czasie kazania transmitowanego przez telewizję.
"W odpowiedzi na apel (al-Sistaniego) i aby umożliwić (parlamentarzystom odwołanie rządu - red.) jak najszybciej, przedstawię parlamentowi żądanie (przyjęcia) mojej rezygnacji z kierowania obecnym rządem" - głosi oświadczenie podpisane przez premiera.