W maju przyszłego roku miną cztery lata od poprzednich wyborów władz w Platformie. Ponieważ zgodnie ze statutem partii mają się one odbywać co dwa – cztery lata, nie będzie ich już można wówczas odkładać. Harmonogram powinien wyglądać tak: jesienią tego roku koła PO w całym kraju mają zorganizować zjazdy, na których wybiorą nowe władze lokalne i delegatów do kierownictw powiatowych, a potem regionalnych. Z partyjnego kalendarza wynika, że wielki finał, czyli wybory przewodniczącego partii, powinien się rozegrać późną wiosną 2010 r. Czyli trzy miesiące przed głosowaniem na prezydenta Polski.
– Pod koniec maja lub na początku czerwca odbędzie się zjazd krajowy. Taki jest scenariusz na dziś – zapewnia „Rz” Waldy Dzikowski, wiceszef patii.
Jednak w PO pojawiają się głosy, że zjazd trzeba przełożyć. – Lepiej, by się odbył po wyborach prezydenckich. Takim wyborom zawsze towarzyszy wewnątrzpartyjna dyskusja. Nie warto jej wszczynać, gdy trzeba się skupić na rywalizacji z innymi partiami – przestrzega szef jednej z regionalnych struktur Platformy. Poza tym, jeśli Donald Tusk ponownie zostanie przewodniczącym PO, a trzy miesiące później prezydentem, to – jak twierdzą konstytucjonaliści –
i tak będzie się musiał zrzec kierowania partią. Wtedy zapewne powierzyłby te obowiązki wicepremierowi Grzegorzowi Schetynie, którego na stanowisku zatwierdziłaby Rada Krajowa PO.
Ale taki wybór przewodniczącego byłby znacznie mniej demokratyczny, martwią się politycy Platformy. Dałby jednak Tuskowi gwarancję, że partią będzie zarządzać osoba wskazana przez niego. W PO boją się też, że do walki z Tuskiem o funkcję lidera może stanąć głośny kandydat, np. Janusz Palikot. To wywołałoby i w partii, i w mediach spore zamieszanie. – To mogłoby osłabić pozycję Tuska w wyścigu prezydenckim – ocenia jeden z działaczy.