Jego protest wyborczy dziś ma trafić do Sądu Najwyższego. - Aż 16 tys. głosów uznano za nieważne, mógł pojawić się błąd, który skutkował tym, że mandat europosła dostał Ryszard Czarnecki, a nie Izabela Kloc - tłumaczy Jerzy Gorzelik, szef Ruchu.
Różnica 260 głosów zadecydowała o tym, że mandat dla Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość uzyskał startujący w województwie kujawsko-pomorskim Richard Henry Czarnecki, a nie Izabela Kloc ze Śląska (z tej samej partii), na którą głosowało ponad 20 tys. więcej wyborców niż na Czarneckiego.
Według Gorzelika, wysoka liczba głosów uznanych za nieważne w województwie śląskim - prawie szesnaście tysięcy - pozwala przypuszczać, że znajdują się wśród nich karty wypełnione prawidłowo, np. z krzyżykami postawionymi przy nazwiskach większej ilości kandydatów tego samego komitetu (w takiej sytuacji głos zalicza się komitetowi oraz znajdującemu się najwyżej na liście ze wskazanych kandydatów).
- W W komisjach było wiele niedoświadczonych osób, na 16 tys. list, mogło dojść do pomyłki i błędnego sklasyfikowania głosów. Według nas warto głosy raz jeszcze przeliczyć - tłumaczy Gorzelik.
- Prawo mówi, że należy wskazać lub przedstawić dowody że doszło do przestępstwa wyborczego, ale decyzję, czy pan Gorzelik to zrobił w proteście wyborczym czy nie, podejmie Sąd Najwyższy - stwierdza dyrektor delegatury Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Litewka. Podkreśla jednak, że głosów nieważnych na Śląsku było mniej niż średnia krajowa.