Gdy trzy tygodnie temu ruszała kampania prezydencka, politycy PO deklarowali, że ich partia jest gotowa zrezygnować z powoływania formalnego sztabu wyborczego i jego szefa. Z szacunku dla atmosfery po smoleńskiej katastrofie.
Sytuacja trwała kilka dni, aż zmienił ją premier Donald Tusk. – Albo Sławek zostanie naprawdę szefem, albo szukamy innego – miał powiedzieć. Nowak szybko ogłosił swoją nominację.
– Te uniki były po to, by Nowak miał szansę zdystansowania się od Komorowskiego w razie porażki – opowiada "Rz" polityk z otoczenia premiera. Dlaczego? – Sławek od powodzenia tej kampanii uzależnia wiele w swojej karierze – wyjaśnia.
Zyskać może niemało: funkcję szefa pomorskiej PO, a nawet stanowisko sekretarza generalnego. Wymienia się go także jako kandydata na szefa prezydenckiej kancelarii Komorowskiego.
Ale jeśli noga mu się powinie, drugiej okazji, by wrócić do gry, szybko nie dostanie.