– Rozwaliłem mordę Frontowi Narodowemu na północy Francji, zrobię to i w całym kraju – tryumfuje w tym tygodniu Bertrand. Umyślnie używa starego określenia ugrupowania Marine Le Pen (dziś to Zjednoczenie Narodowe), by lepiej uświadomić Francuzom, jak wielkie stoi przed nimi zagrożenie. I dlaczego warto postawić na kandydata, który najskuteczniej się z nim upora.
W minioną niedzielę kandydat Republikanów (LR) uzyskał w wielkim jak Belgia i zamieszkanym przez 6 mln mieszkańców regionie Hauts-de-France 41 proc. poparcia wobec 24 proc. dla skrajnej prawicy. To brzmi imponująco w zestawieniu z sondażami przed wyborami prezydenckimi, które przewidują bardzo wyrównaną walkę Emmanuela Macron z Marine Le Pen: 53 do 47 proc. Tym bardziej że w głosowaniu, którego druga tura odbędzie się w nadchodzącą niedzielę, ugrupowanie głowy państwa La Republique en Marche (LREM) uzyskało do tej pory średnio 11 proc. poparcia i nie ma szans na zwycięstwo w którymś z 13 regionów kraju.