"Solidarność" i wspierany przez OPZZ SLD zasypują historyczne podziały, walcząc o te same kwestie: referendum w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego, podniesienie płacy minimalnej czy sprzeciw wobec likwidacji setek szkół w całym kraju. To zła wiadomość dla rządu Donalda Tuska. Przy jednolitym froncie związków zawodowych i opozycji trudniej będzie mu łamać opór przeciwko planom reform i oszczędności.
W środę w Sejmie odbędą się pierwsze czytania dwóch niemal identycznych projektów w sprawie podniesienia wynagrodzenia minimalnego. Pierwszy to obywatelski projekt prezentowany przez "Solidarność", drugi to projekt SLD (przygotowany przy współpracy z OPZZ). Oba zakładają docelowe podniesienie płacy minimalnej do 50 proc. średniego wynagrodzenia brutto.
W ubiegłym roku płaca minimalna wynosiła 1386 zł brutto, co stanowiło 41 proc. płacy przeciętnej. W tym roku rząd podniósł tę kwotę do 1500 zł brutto, czyli też do 41 proc. prognozowanego średniego wynagrodzenia. – Nasz pomysł jest bardziej elastyczny, bo wiąże podniesienie płacy minimalnej ze wzrostem gospodarczym – mówi Piotr Duda, przewodniczący NSZZ "Solidarność". Projekt "S", pod którym udało się zebrać 350 tys. podpisów, trafił już do pierwszego czytania w poprzedniej kadencji, wówczas utknął jednak na etapie prac w sejmowej komisji.
Z kolei związkowiec i poseł SLD Ryszard Zbrzyzny liczy, że oba projekty uda się połączyć w jeden. – W walce o kwestie społeczne historyczne podziały czy rodowody słusznie schodzą na dalszy plan. Jak będziemy mówić wspólnym głosem, to trudniej będzie nasze uwagi ignorować – mówi "Rz" Zbrzyzny.
Podobnie rzecz ma się ze zbieraniem podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie planowanego przez rząd wydłużenia wieku emerytalnego. Najpierw z inicjatywą zbierania podpisów wyszła "Solidarność". Pomysł podchwycił też SLD. – Bardzo mnie cieszy, że przewodniczący Leszek Miller uznał nasz pomysł za tak trafiony, że postanowił go powielić – mówi Duda. – Jeśli chodzi o walkę o prawa pracownicze, nie ma dla mnie znaczenia, kto się skąd wywodzi, bo to są sprawy ponad podziałami, które będą jednoczyć opozycję. I rząd musi się z tym liczyć– podkreśla.
"Solidarność" i samorządowcy SLD wspólnie wspierają protesty uczniów i rodziców w sprawie likwidacji szkół w wielu miastach, m.in. w Warszawie, Krakowie, Łodzi i Częstochowie.
– Nie można jeszcze mówić o konfederacji wykluczonych, ale widać zaczątki współpracy środowisk dotąd sobie niechętnych przeciwko planom rządu – komentuje dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW. – Jeśli chodzi o "Solidarność" i SLD, to nie ma jak dotąd publicznego dezawuowania pomysłów drugiego. Przestały wchodzić sobie w drogę, zaczęły łączyć siły – mówi.
Politycy SLD nieoficjalnie przyznają, że swoją energię kierują teraz na sprawy społeczno-gospodarcze, odpuszczając nieco kwestie światopoglądowe. – Nie ma sensu ścigać się z Palikotem, bo decydują się teraz sprawy o wiele ważniejsze z punktu widzenia także naszych wyborców – argumentują.
Zdaniem dr. Chwedoruka to krok w dobrym kierunku: – Podjęcie kwestii społeczno-ekonomicznych, a więc tworzenie lewicy socjalno-demokratycznej, to warunek przetrwania SLD i patrząc na doświadczenia innych krajów, widać, że właśnie sprawy socjalne, a nie kulturowe są przepisem na sukces.