Partie Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Millera po wakacyjnej przerwie do politycznej rywalizacji z Platformą przystąpiły odmienione. Zamiast sejmowych sporów o czas na wystąpienie, mocnych słów i zarzutów wobec rządu o zdradę smoleńską, współpracę z Putinem punktują błędy i zaniechania gabinetu Donalda Tuska, ujawniają niewygodne dla niego fakty.
Efekt? Według sondażu TNS Polska z 13 września PiS doganiał PO z różnicą 2 punktów procentowych (28–26), a SLD z wynikiem 7 proc. byłoby trzecią siłą w polskim Sejmie.
Ukraść PO gospodarkę
– Jak się komuś długo nie powodzi, to szuka skutecznych rozwiązań tak długo, aż je znajdzie. I wygląda na to, że tym razem obu głównym partiom opozycyjnym to się udało – ocenia dr Rafał Matyja, politolog. – Pomaga im fakt, że teraz w mediach panuje trochę cieplejszy klimat dla opozycji.
Eksperci oceniają, że wiatru w żagle nabrał przede wszystkim PiS, który w kolejnych sondażach zyskuje poparcie. W dodatku jego program atrakcyjny jest przede wszystkim dla osób mniej zamożnych. PiS zamiast, jak to bywało wcześniej, rzucać oskarżeniami pod adresem rządu Donalda Tuska, zaproponował publiczną debatę ekonomiczną z udziałem ekspertów z wszystkich stron sceny politycznej. Z kolei SLD zrezygnowało z wnoszenia ideologicznych postulatów i zapowiedziało, że przedstawi swój program gospodarczy nakierowany na walkę z bezrobociem.
SLD zawarło też chwilowy sojusz z Ruchem Palikota i zamierzają wspólnie powołać zespół „społeczeństwo fair", który ma przygotować założenia lewicowej wizji państwa.