Giertych zaznaczył, że występuje na konferencji jako indywidualny poseł i nie występuje w imieniu Koalicji Obywatelskiej, z list której wszedł do Sejmu i do której wstąpił po wyborach prezydenckich.
Roman Giertych: I prezes Sądu Najwyższego nie chciała mi wydać dokumentów
- Dzisiaj rano o 8 poszedłem do Sądu Najwyższego z tego powodu, że informatorzy wczoraj poinformowali mnie, iż protokoły, które nadeszły z sądów rejonowych, z przeliczenia głosów w obwodowych komisach wyborczych, które zleciła nielegalna izba (Sądu Najwyższego – chodzi o Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – red.), wykazały, że mamy do czynienia z fałszerstwami wyborczymi – mówił. Nawiązał w ten sposób do zleconego przez SN ponownego przeliczenia głosów z 13 komisji wyborczych, w których mogło dojść do nieprawidłowości przy liczeniu głosów.
- Poszedłem poprosić o udostępnienie tych protokołów – dodał Giertych podkreślając, że wskazał trzy podstawy prawne. Jak mówił są to: prawo dostępu do informacji publicznej; fakt, że sam złożył protest, w związku z czym uczestniczy w postępowaniu; zażądał też protokołów jako poseł reprezentujący społeczeństwo, „który ma prawo do tego, by otrzymać dostęp nawet do dokumentów tajnych”.
- Izba Kontroli Nadzwyczajnej, która jest fałszywym sądem, rakiem w budynku SN, odmówiła mi prawa dostępu do tych dokumentów, przekazując rozstrzygnięcie pani (Małgorzacie) Manowskiej (I prezes SN – red.). Udałem się do niej. Ona powiedziała, że tych dokumentów mi nie wyda – kontynuował Giertych.