„Łączenie słusznej zasady przeciwdziałania przemocy z próbą niebezpiecznej ingerencji w system wychowawczy jest bardzo niepokojącym sygnałem" – oświadczyli w grudniu ubiegłego roku biskupi, gdy Polska podpisała konwencję o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Ich zdaniem dokument, choć poświęcony istotnemu problemowi, jednocześnie zwalcza tradycyjną rolę rodziny i nakłada obowiązek promowania „niestereotypowych ról płci", czyli m.in. homoseksualizmu.
Podobne kontrowersje konwencja wzbudziła w rządzie. Za jej podpisaniem opowiedziała się liberalna minister ds. równości Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, sprzeciw zgłosił ówczesny szef resortu sprawiedliwości konserwatysta Jarosław Gowin. Od maja nie kieruje już resortem, a kilkanaście dni temu opuścił PO. Jednak linię Gowina kontynuuje jego następca Marek Biernacki. W sprawie konwencji znów zaiskrzyło.
Zbyt szybka ratyfikacja
Podpisany dokument Polska musi jeszcze ratyfikować. Dokonuje tego prezydent. Wcześniej ustawę na wniosek rządu musi przyjąć Sejm.
Kozłowska-Rajewicz rozpoczęła rządowy etap na początku sierpnia. Przedstawiła wniosek ratyfikacyjny, a swoje uwagi wysłały poszczególne ministerstwa. Najpoważniejsze zastrzeżenia ma właśnie resort sprawiedliwości. – Najkrócej mówiąc, obecnie ratyfikacja nie jest możliwa – podsumowuje ich treść wiceminister Michał Królikowski.
W uwagach resort napisał, że przed ratyfikacją należy zmienić treść niektórych przepisów krajowych, dotyczących m.in. ochrony ofiar przemocy.