Wielu polityków PO nie wie, dokąd ze swymi nowymi ministrami zmierza Donald Tusk.
Zdziwienia w partii nie budzi awans Elżbiety Bieńkowskiej na wicepremiera. Tusk od kilku lat powoli wciąga Bieńkowską do ścisłego kręgu władzy. Namówił panią minister do związania się z Platformą i kandydowania z list tej partii do Senatu, a od kilku miesięcy – początkowo przy jej oporze – składał regularnie propozycje awansu na stanowisko wicepremiera.
Koło dla Nowaka
Ale już połączenie resortu Bieńkowskiej – Ministerstwa Rozwoju Regionalnego – z takim molochem, jakim jest osierocone przez Sławomira Nowaka Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, jest dla wielu polityków PO niezrozumiałe. – Tusk chciał pokazać, że zachowuje stanowisko na wypadek, gdy Nowak wyplącze się z „afery zegarkowej" i będzie mógł wrócić do rządu. Ale faktem jest też, że nie miał żadnego dobrego kandydata na następcę Nowaka – mówi nam jeden ze współpracowników premiera. Premier tłumaczył wczoraj, że połączenie resortów jest logiczne, bo spora część unijnej pomocy nadzorowanej przez resort rozwoju regionalnego, inwestowana jest w infrastrukturę.
W PO ciepło oceniana jest także nominacja dla europosła Rafała Trzaskowskiego na ministra administracji i cyfryzacji. – To ciekawy polityk, może wnieść wiele dynamiki – mówi jeden z byłych członków rządu. Podkreśla, że Trzaskowski zdecydował się zastąpić Michała Boniego także dlatego, że przy obecnych notowaniach PO nie miał szans na ponowny wybór do europarlamentu.
O ile awans Bieńkowskiej i Trzaskowskiego jest dla polityków PO logiczny, o tyle za przypadkową uważana jest nominacja na szefa resortu finansów dla 38-letniego Mateusza Szczurka, głównego ekonomisty ING na Europę Środkową.