– Ponieważ rolnictwo mimo swojej specyfiki jest także formą działalności gospodarczej, od 2013 roku dla gospodarstw rolnych zaczniemy wprowadzać rachunkowość, a następnie opodatkowanie dochodów na ogólnych zasadach" – zapowiadał Donald Tusk w swoim exposé na początku drugiej kadencji rządów.
Sawicki: to nie ma sensu
Obietnice premiera pozostały na papierze. – Nie będzie podatku dochodowego w rolnictwie do końca kadencji rządu. Prace nad tym pomysłem zostały porzucone, kiedy wiosną wróciłem na stanowisko ministra – przyznaje w rozmowie z „Rz" szef resortu rolnictwa Marek Sawicki. Patrząc na sondaże i możliwe koalicje, wprowadzenie go przez jakikolwiek rząd po przyszłorocznych wyborach jest mało realne.
A jeszcze rok temu rząd informował Sejm: „Minister ?Finansów opracował projekt założeń, mający na celu włączenie działalności rolniczej do powszechnego systemu podatku dochodowego (...) Projekt założeń został przekazany w dniu 15 lipca 2013 r. do opinii Ministrowi Rolnictwa".
Rząd odpuścił prace nad podatkiem dochodowym dla rolników właśnie ze względu na konflikt między ministrami finansów i rolnictwa czy też – jak kto woli – między PO a PSL. Kierowane przez Platformę Ministerstwo Finansów chciało, by właściciele gospodarstw, których przychód nie przekracza 100 tys. zł rocznie, płacili podatek od nieruchomości rolnych, a zarabiający więcej ?– właśnie podatek dochodowy.
Tyle że ludowcy z Ministerstwa Rolnictwa nie chcą o tym słyszeć – boją się narazić swojemu elektoratowi, bo zaczyna się nowe polityczne rozdanie. W połowie listopada kluczowe dla PSL są wybory samorządowe, a w przyszłym roku – parlamentarne. – Wprowadzanie podatku dochodowego dla rolników nie ma sensu. Ok. ?80 proc. gospodarstw nie wykazuje dochodów, a więc podatku i tak nie zapłacą. Za to państwo będzie musiało ponieść koszty rozbudowania kontroli skarbowej – przekonuje Sawicki.