Od początku czerwca samoloty myśliwskie i bombowce spadają albo palą się na pasach startowych. Najbardziej wszystkich zdumiały katastrofy dwóch bombowców strategicznych Tu-95, mogących przenosić broń atomową i stanowiących część rosyjskiego arsenału odstraszania.
– Strategiczne lotnictwo nigdy nie było rozpieszczane, znajdowało się na ostatnim miejscu listy priorytetów: po rakietach z głowicami jądrowymi startujących z ziemi i rakietach odpalanych z okrętów – mówi „Rz" rosyjski ekspert wojskowy z Instytutu Analiz Wojskowych i Politycznych Aleksander Chramczichin.
Staruszkowie na wojnie
Jednak to ono jest od roku najbardziej widoczną z rosyjskich broni. Od maja 2014 r. NATO odnotowuje gwałtowny wzrost lotów rosyjskich bombowców strategicznych, właśnie Tu-95. Latają nad Morzem Bałtyckim, wywołując zamieszanie wśród samolotów pasażerskich, nad kanałem La Manche i wokół wybrzeży Szkocji, powodując zdenerwowanie brytyjskich wojskowych.
W dniu amerykańskiego święta narodowego 4 lipca pojawiły się jako rodzaj specyficznych, kremlowskich pozdrowień dla Waszyngtonu u wybrzeży Alaski i Kalifornii, gdzie zostały przechwycone przez myśliwce USA.
Tymczasem miesiąc wcześniej kołującemu do startu w głębi tajgi nad Amurem rosyjskiemu bombowcowi zapalił się silnik. Rozpędzona maszyna gwałtownie obróciła się wokół osi i wypadła poza pas startowy. Jeden pilot zginął, drugi został poparzony. Samolot spłonął. We wtorek we wracającym na to samo lotnisku w bazie „Ukrainka" w Kraju Chabarowskim Tu-95 wysiadły nagle wszystkie cztery silniki i runął w tajgę.