Negocjowane od przeszło dwóch dekad porozumienie między Unią Europejską a Brazylią, Argentyną, Paragwajem i Urugwajem zostało podpisane 6 grudnia. Od tego czasu zapisy polityczne europejska centrala stara się przełożyć na język prawny. Szuka też takiej formuły, dzięki której porozumienie nie będzie wymagało jednomyślności krajów „27”, ale zostanie przyjęte kwalifikowaną większością głosów (znaczenie poszczególnych państw jest dostosowane do ich wielkości). Chodzi o to, aby jeden kraj (Francja) nie mógł utopić umowy. Po zatwierdzeniu przez Radę UE dokument będzie jeszcze musiał zostać ratyfikowany zwykłą większością głosów przez Parlament Europejski, z czym nie powinno być jednak problemu.
W czasie wizyty państwowej w Paryżu w minionym tygodniu prezydent Brazylii Ignacio Lula da Silva postawił sprawę na ostrzu noża. – Drogi Macronie, okaż trochę serca – apelował. Jednak francuski prezydent zapowiedział, że jego kraj chce umowę „jeszcze trochę polepszyć”.
– Musimy wprowadzić klauzule ochronne, klauzule lustrzane – oświadczył Macron.
Michał Kołodziejczak: W obecnym kształcie umowa nie jest dla Polski do zaakceptowania
To stawia Paryż na kolizyjnym kursie z Brukselą, która zapowiada, że nie ma mowy o ponownym otwarciu dokumentu, który był tak długo negocjowany. Ale stanowisko KE, gorąco popierane przez kanclerza Friedricha Merza, ma też wymiar geostrategiczny. W czasach, gdy wzrost europejskiej gospodarki siada, rynek Rosji jest już dla Europejczyków zamknięty czwarty rok, Ameryka Trumpa wypowiedziała wojnę handlową zjednoczonej Europie, a dalsze uzależnienie od wymiany z Chinami jest obarczone ryzykiem Wspólnota potrzebuje na gwałt nowych rynków zbytu. Umowa UE–Mercosur zakłada zaś utworzenie największej strefy wolnego handlu na świecie zamieszkanej przez 700 milionów osób.
Wejście w życie porozumienia ma też duże znaczenie dla rozwoju geopolitycznego Ameryki Łacińskiej. Odnosi się to w szczególności do największego kraju Mercosuru: Brazylii. W tym tygodniu kraj wyemituje pierwsze obligacje na rynku chińskim i to w juanach (tzw. obligacje panda). Wcześniej Lula wziął udział w paradzie zwycięstwa w Moskwie 9 maja, skąd pojechał do Chin.