Radosław Sikorski nie chciał być pierwszym komisarzem Unii ds. obrony w obawie, że ta funkcja będzie znaczyć niewiele. To był błąd?
Na początku też zastanawiałem się, jaki właściwie przypadnie mi zakres zadań. Ale bardzo szybko pojawiły się doniesienia niemieckiego czy duńskiego wywiadu, że Rosja będzie w ciągu kilku lat gotowa zaatakować europejskich aliantów z NATO. Okazało się, że zagrożenie jest bardzo realne. Zostałem więc zobowiązany do opracowania programu przygotowania Unii na takie zagrożenia przed 2030 rokiem. To jest właśnie przedmiot Białej Księgi Komisji Europejskiej. Od początku było dla nas jasne, że naszym zamiarem nie jest konkurowanie z NATO. To sojusz musi planować działania wojskowe, określać, jakie uzbrojenie jest konieczne do ich realizacji. My mamy natomiast NATO w takich przygotowaniach wesprzeć. Ułatwić państwom Unii rozwój przemysłu obronnego oraz mobilizację środków finansowych. Ale w trakcie mojego przesłuchania w Parlamencie Europejskim bardzo jasne stało się drugie wyzwanie dla unijnego bezpieczeństwo, którego perspektywa czasowa jest dłuższa. To wzrost potęgi wojskowej Chin, który powoduje, że Ameryka będzie stopniowo koncentrowała się w coraz większym stopniu na Azji, na Pacyfiku i ograniczała swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo europejskie. Nie możemy mieć o to pretensji do Stanów Zjednoczonych. Ten proces nie powinien być jednak chaotyczny, dyktowany emocjami, a strategicznie i skrupulatnie przygotowany. Inaczej wykorzysta to Rosja. Musimy więc ustalić z Waszyngtonem podział zadań i okres, w jakim do takiego docelowego modelu należy dążyć.