Wybory samorządowe 7 kwietnia dopiero teraz mają swoje polityczne konsekwencje. Kształtują się władze w kolejnych regionach. Niedawno uwaga – również partyjnych central w Warszawie – zwrócona była na Dolny Śląsk, jeden z kluczowych politycznie regionów.
Dolny Śląsk i zwroty akcji
Na Dolnym Śląsku PiS – które współrządziło w regionie z Bezpartyjnymi Samorządowcami – straciło władzę w województwie i przeszło do opozycji. Ale po tym, jak Koalicji Obywatelskiej (a konkretnie PO) nie udało się wybrać marszałka. W pierwszym głosowaniu we wtorek nie został nim – mimo wcześniejszych zapewnień i deklaracji – Michał Jaros, poseł PO i szef regionu. Dlatego w większości przypadków nastroje w PO – jak wynika z naszych informacji – są bardzo dalekie od szampańskich. – Miał być nasz marszałek województwa, ale nic z tych planów nie wyszło. Cieszą się tylko przeciwnicy Michała Jarosa w samej partii – przyznaje nasz informator z Wrocławia. Wynik głosowania nad kandydaturą Jarosa był sporym zaskoczeniem. KO dysponuje – jak się okazało teoretycznie tylko – 15 głosami w 36-osobowym sejmiku. Jednak Jarosa poparło tylko 12 radnych (w tajnym głosowaniu), co oznacza, że doszło do wolty w samej partii. W drugim głosowaniu został zgłoszony Paweł Gancarz, wiceminister infrastruktury z PSL. Zgłosił go ustępujący marszałek Cezary Przybylski z Bezpartyjnych Samorządowców, którzy wcześniej stworzyli wspólny, liczący pięć osób (trzech radnych Bezpartyjnych i dwóch radnych PSL) klub w sejmiku z ludowcami. Gancarz ostatecznie został wybrany marszałkiem, wsparło go również PiS (ale bez roszczeń personalnych i przechodząc do opozycji zgodnie z deklaracją Michała Dworczyka). Z tej skomplikowanej układanki wynika między innymi, że Bezpartyjni Samorządowcy utrzymali wpływ na województwo, mają też jednego członka zarządu. I będą mieć wpływ na m.in. kontynuacje strategicznych projektów w regionie, jak np. rozwoju Kolei Dolnośląskich, które była oczkiem w głowie marszałka Przybylskiego w poprzedniej kadencji. I mają być nadal priorytetem nowych władz.
Czytaj więcej
W drugim we wtorek głosowaniu sejmik województwa dolnośląskiego wybrał marszałka. To Paweł Gancarz, wiceminister infrastruktury z PSL. Poparli go też radni PiS, chociaż o koalicji nie ma być mowy.
Zegar tyka w regionach
Wciąż nie ma jeszcze władz np. w Małopolsce czy na Mazowszu. Jest to o tyle istotne, że zgodnie z prawem sejmik ma trzy miesiące od daty ogłoszenia wyniku wyborów na wybór władz. Jeśli do tego nie dojdzie, sejmik ulega rozwiązaniu i konieczne są przedterminowe wybory. Poza Małopolską i Mazowszem nie ma jeszcze wybranych władz w województwie łódzkim. Tam sejmik został „odbity” z rąk PiS, ale wtorkowa sesja została odroczona na czas po wyborach do PE, czyli na 11 czerwca. Stało się tak w wyniku pomyłki jednej z radnych Koalicji Obywatelskiej. Wniosek o odroczenie zgłosiło PiS. Jak donosi „Dziennik Łódzki”, marszałkiem zostanie najpewniej Joanna Skrzydlewska z KO. Ale stanie się to dopiero 11 czerwca, czyli ponad dwa miesiące po wyborach samorządowych. Do tego czasu władze sprawuje kandydujący do PE Grzegorz Schreiber z PiS.
Kolejne podejście do wyboru władz w piątek na Mazowszu oraz w czwartek w Małopolsce. Potencjalnie niebezpieczna dla PiS sytuacja nabrzmiewa właśnie w Małopolsce, bo trwa klincz między frakcjami Beaty Szydło i Ryszarda Terleckiego, jeśli chodzi o kandydata na marszałka, którym jest aktualnie Łukasz Kmita. I nic nie wskazuje, że w czwartek ten klincz zostanie przełamany. Jeden z naszych rozmówców wskazuje, że PSL może teraz – po wydarzeniach w Dolnym Śląsku – nabrać wiatru w żagle i spróbować przejąć władzę w sejmiku, rozbijając klub PiS. Na Mazowszu dla PSL kluczowa jest kandydatura Adama Struzika jako marszałka na kolejną kadencję.