Co jest pana zdaniem stawką wyborów w Krakowie?
Stawką jest to, jak Kraków będzie wyglądał. Czy będzie miastem zgody, współpracy między mieszkańcami – wszystkimi. Czy będzie dalsze antagonizowanie różnych grup, stron, rozliczanie, polowanie. Stawką jest też to, czy Kraków będzie miał dobre relacje z rządem, czy będzie w stanie współpracować, pozyskać różne fundusze i programy. Czy też będzie się obrażać na rząd i na politykę.
Jak rozumiem to nawiązanie do przesłania Łukasza Gibały, który mówi, że najważniejszą rzeczą jest to, by prezydent nie był związany z partią.
W wielu miastach w Polsce są prezydenci wywodzący się z Koalicji Obywatelskiej. I żaden z nich nie dostaje dyspozycji od partii. KO to formacja, która stawia zresztą na maksymalną decentralizację państwa. System finansowania samorządu będzie tak reformowany, by samorządy otrzymywały pieniądze z PIT/CIT na podstawie dochodu, a nie na podstawie stawek podatkowych. Sama Koalicja Obywatelska robi więc wiele, by samorząd był niezależny. Dlatego teza, o której pan mówi, jest absurdalna. Dyspozycje do prezydentów miast nie są wydawane z Warszawy, a nawet gdyby ktoś wpadł na pomysł, żeby były, to i tak nie ma ich jak egzekwować, prezydenci miast to niezależne podmioty i organy władzy.
Czytaj więcej
W ostatni weekend liderzy partii politycznych mobilizowali wyborców. To już niemal ostatnia szans...