Prezes Jarosław Kaczyński zapowiada na 11 stycznia manifestację sprzeciwiającą się przejmowaniu przez nową władzę mediów publicznych. Czy ma szansę na powtórkę sukcesu Donalda Tuska z organizacji wielkich demonstracji, które zmobilizowały wyborców?
Jarosław Kaczyński chce zmienić rezultat wyborów, które przegrał. Usiłował zrobić wszystko, aby władza została jak najpóźniej przekazana. Prezydent Andrzej Duda wstrzymywał przekazanie jej przez dwa miesiące. Stąd też próby prezesa blokowania zmian w mediach publicznych, które uważa nadal za własność swojej partii. Nie sądzę, żeby demonstracja, do której wzywa, zakończyła się spektakularnym sukcesem. To, co się działo w telewizji, te informacje o wielomilionowych apanażach dla głównych prezenterów PiS-owskich, powoduje, że nawet zwolennicy PiS niechętnie będą występować w obronie partyjnej telewizji.
Czytaj więcej
Protestujący na przejściach w Dorohusku, Hrebenne i Korczowej przewoźnicy mają pozwolenie na blokadę drogi do początku kwietnia.
Walka o media publiczne to walka o ostatni filar realnej władzy. Czym może się zakończyć, zważywszy, że po stronie PiS wyraźnie stanął prezydent Duda?
Tak, niestety nie mamy większości potrzebnej do odwrócenia weta. Tak, prezydent robi, co może, by przeszkadzać. Niemniej media publicznie nie są już w rękach PiS. I nawet jeżeli jeszcze nie zakończył się w nich okres zamieszania związanego ze zmianą kierownictw, to już nie są tubą propagandową PiS. Przed nami kilka komisji śledczych, które pokażą od środka, jak wyglądała tamta władza. Jest też kwestia spółek Skarbu Państwa, gdzie PiS jest głęboko okopany. Zmiana będzie dokonywana zapewne w lutym.