Przygotowania w Indiach do przyjęcia przywódców największych potęg gospodarczych świata rozpoczęły się na długo przed szczytem (odbywa się 9–10 września). Władze nie kryły, że zamierzają wykorzystać to wydarzenie do promocji osiągnięć Indii na świecie, a także wewnątrz ogromnego, liczącego 1,4 mld mieszkańców kraju.
Czytaj więcej
"Vasudhaiva Kutumbakam” – te dwa słowa oddają głęboką filozofię. Oznaczają, że „świat jest jedną rodziną”. Jest to wszechogarniająca perspektywa, która zachęca nas do postępu jako jedna uniwersalna rodzina, wykraczająca poza granice, języki i ideologie. Podczas indyjskiej prezydencji G20 przełożyło się to na wezwanie do postępu skoncentrowanego na człowieku.
Z sąsiedztwa głównych arterii stolicy zniknęły szałasy biedaków i tysiące ulicznych sprzedawców, nie mówiąc już o ogromnej liczbie bezpańskich psów. Indie prezentują się jako dynamicznie rozwijający się nowoczesny kraj z licznymi billboardami o ostatnich osiągnięciach kosmicznych – lądowaniu na Księżycu oraz misji sondy słonecznej.
Koniec z kolonialną mentalnością
– Zbyt długo Indie były postrzegane jako kraj miliarda głodnych ludzi. Teraz jest to miliard aspirujących umysłów i 2 miliardy wykwalifikowanych rąk – oświadczył premier Narendra Modi w niedawnym wywiadzie. Nie ma większego znaczenia, że do Delhi nie przybędzie ani Xi Jinping, ani Władimir Putin. Dla Modiego najważniejszy jest przekaz medialny z wydarzeń szczytu z nim w roli głównej.
– Widoczna poprawa materialnego położenia milionów ludzi, jak i podniesienie prestiżu Indii w świecie są głównymi tezami przedwyborczej propagandy rządowej – mówi „Rzeczpospolitej” Pranay Sharma, z anglojęzycznego magazynu „Outlook”.