Frontex czuje się niepotrzebny

Problemów jest tak wiele, że „w grę wchodzi reputacja samej agencji” – piszą audytorzy Komisji Europejskiej w raporcie, który ujawnia „El Pais”.

Publikacja: 11.10.2022 22:59

Frontex zatrudnia 6,5 tys. pracowników, a tegoroczny budżet to 754 mln euro. Na zdjęciu: funkcjonari

Frontex zatrudnia 6,5 tys. pracowników, a tegoroczny budżet to 754 mln euro. Na zdjęciu: funkcjonariusz agencji na polsko-ukraińskiej granicy w Korczowej, marzec 2022 r.

Foto: PAP/DPA

To już kolejny sygnał, że zatrudniająca 6,5 tys. pracowników Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) nie spełnia oczekiwań, jakie z nią wiązała Bruksela.

W kwietniu w atmosferze skandalu odszedł jej szef, Fabrice Leggeri. „Spiegel” i „Le Monde” ujawniły wtedy raport unijnej agencji ds. zwalczania nadużyć finansowych Olaf, z którego wynikało, że przez 7 lat zarządzania Francuza agencja nie tylko wiedziała, ale nawet uczestniczyła w praktykach wypychania (pushback) przez grecką straż graniczną na otwarte morze nielegalnych imigrantów starających się dostać na pontonach do Europy. Zdaniem niemieckiego tygodnika Leggeri mijał się z prawdą na przesłuchaniach w tej sprawie w Parlamencie Europejskim. A gdy skandal zaczynał nabierać rozgłosu, wycofał samolot patrolowy Frontexu z Grecji pod pozorem, że jest on potrzebny gdzie indziej. W ten sposób podległa mu agencja mogła twierdzić, że nic nie wie o zagrażających życiu praktykach, które łamią nie tylko prawo europejskie, ale i podstawowe prawa człowieka.

41,6 proc. pracowników przepytanych przez unijnych audytorów przyznaje, że jest niewystarczająco poinformowanych o misjach, w których mają uczestniczyć.

Tym razem audyt Komisji Europejskiej dotyczy zasad funkcjonowania samej agencji, której siedziba mieści się w Warszawie. Przygotowany 23 września 69-stronicowy dokument wymienia całą serię „wad” i „niekonsekwencji” odnośnie do regulacji prawa pracy: warunków przeprowadzania misji wyjazdowych, rekrutacji agentów, oceny ich kondycji psychologicznej, planowania operacji, w tym szybkiego reagowania na granicach.

Misja w nieznane

– Gdy przychodzi do oceny medycznej (psychologicznej i psychiatrycznej), Frontex nie określa, jakie są kryteria, wedle których zapada decyzja, czy dana osoba nadaje się na określone stanowisko, czy nie – cytuje dokument „El Pais”. Zdaniem dziennika audytorzy KE dochodzą do wniosku, że podobnie jest przy zwolnieniach pracowników: nie otrzymują żadnego wytłumaczenia, dlaczego Frontex chce się ich pozbyć.

Kolejny problem: agencja nie przeprowadza wcześniejszej analizy sytuacji na granicach, gdzie posyła jednostki szybkiego reagowania. To stawia w trudnej sytuacji jej pracowników. – Kraje członkowskie powinny wyjaśnić, jaka jest wartość dodana policjantów wysłanych w ramach operacji szybkiego reagowania i w jaki sposób powinna być oceniana ich praca – napisano w raporcie.

41,6 proc. pracowników przepytanych przez unijnych audytorów przyznaje, że jest niewystarczająco poinformowanych o misjach, w których mają uczestniczyć. A 32,4 proc. wskazuje, że nawet nie wie, na jakim stanowisku będzie tu zatrudnionych.

Innym problemem jest zwrot kosztów przez agencję, której budżet w tym roku sięgnie 754 mln euro i która rozpoczyna budowę nowej siedziby przy ulicy Racławickiej w Warszawie za 140 mln euro. Jednak aż połowa pracowników wskazuje, że system płatności nie działa prawidłowo, a część przyznaje, że musi z własnej kieszeni opłacić część kosztów misji granicznych, nim otrzyma ich zwrot.

– To jest raport, który nie jest jeszcze zakończony. Audyt trwa. Dlatego nie będziemy się do niego w tej chwili odnosić – powiedziano „Rz” w biurze rzecznika Frontexu.

Fundament suwerenności

Problem Frontexu jest jednak głębszy. Instytucja, której kompetencje i budżet radykalnie zwiększono na fali kryzysu migracyjnego w 2015 r., jest wyjątkowo źle umocowana w unijnej architekturze prawnej. W praktyce może brać udział w kontroli granic zewnętrznych Unii tylko na wniosek krajów członkowskich.

Co prawda istnieje klauzula, która mówi, że jeśli dochodzi do głębokiego kryzysu migracyjnego, to Rada UE może uznać, iż interwencja Frontextu jest konieczna, i jeśli zainteresowane państwo nie wyrazi zgody na jej udział w ochronie granicy, może zostać wykluczone ze strefy Schengen. Do takiego środka nigdy jednak się nie posunięto z prostego powodu: dla wszystkich państw kontrola granic jest fundamentalnym elementem suwerenności narodowej, której nikt nie chce oddać Brukseli. W konsekwencji Frontex jest odsunięty od udziału w rozwiązaniu nawet najbardziej drastycznych kryzysów granicznych.

Była pracownica Frontexu z jednego z największych krajów Unii tłumaczy „Rz”: „Czuliśmy się niepotrzebni. A to z braku lepszego zajęcia jeszcze bardziej stymulowało konflikty wewnątrz agencji. Była frakcja za Leggerim, była przeciw. I to determinowało w niemałym stopniu perspektywy awansu”.

Jesienią ubiegłego roku polskie władze nie zgodziły się na udział Frontexu w ochronie granicy przed napływem imigrantów z Białorusi, których Aleksander Łukaszenko użył jako broni hybrydowej. Nie chciały, aby wyszło na jaw brutalne odpychanie ludzi, próbujących przedostać się do Polski, by wystąpić tu o azyl.

– Tak robią wszyscy: Grecy, Włosi, Hiszpanie. Nie chcą, by Frontex wtrącał się w to, co robią – mówi była pracownica Frontexu.

Każdego roku konkursy na nabór nowych pracowników spotykają się z dużym zainteresowaniem: kilku kandydatów przypada na jedno miejsce. Na stronach agencji można przeczytać, że wynagrodzenia są atrakcyjne: ok. 2,6 tys. euro brutto dla Polaków, 3,3 tys. euro dla osób, które przyjeżdżają z zewnątrz.

– Kiedy jednak musisz sam jechać w niedostępne miejsca na granicy, przestaje to być takie różowe – mówi źródło „Rz”.

Kryzys wokół Frontexu rozwija się w chwili, gdy znów narasta kryzys migracyjny: od stycznia do sierpnia przedostało się do UE 188 tys. nielegalnych imigrantów, o 75 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

To już kolejny sygnał, że zatrudniająca 6,5 tys. pracowników Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) nie spełnia oczekiwań, jakie z nią wiązała Bruksela.

W kwietniu w atmosferze skandalu odszedł jej szef, Fabrice Leggeri. „Spiegel” i „Le Monde” ujawniły wtedy raport unijnej agencji ds. zwalczania nadużyć finansowych Olaf, z którego wynikało, że przez 7 lat zarządzania Francuza agencja nie tylko wiedziała, ale nawet uczestniczyła w praktykach wypychania (pushback) przez grecką straż graniczną na otwarte morze nielegalnych imigrantów starających się dostać na pontonach do Europy. Zdaniem niemieckiego tygodnika Leggeri mijał się z prawdą na przesłuchaniach w tej sprawie w Parlamencie Europejskim. A gdy skandal zaczynał nabierać rozgłosu, wycofał samolot patrolowy Frontexu z Grecji pod pozorem, że jest on potrzebny gdzie indziej. W ten sposób podległa mu agencja mogła twierdzić, że nic nie wie o zagrażających życiu praktykach, które łamią nie tylko prawo europejskie, ale i podstawowe prawa człowieka.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kuwejt. Emir rozwiązał parlament i zawiesił niektóre artykuły konstytucji
Polityka
Autonomia Palestyńska o krok bliżej do członkostwa w ONZ? Zgromadzenie Ogólne przyjęło rezolucję
Polityka
Sondaż instytutu Pew. Demokraci kochają NATO, Republikanie znacznie mniej
Polityka
Zmiana premiera w Rosji bez zmiany premiera
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Polityka
Wybory na Litwie. Nausėda szykuje się do drugiej kadencji