Czy opozycja powinna się jednoczyć przed wyborami?
Opozycja na pewno powinna się jednoczyć, ale pytanie, w jakiej konfiguracji. Po wyborach na Węgrzech wydaje się, że koncepcja Donalda Tuska, aby opozycja poszła w jednym bloku, ma coraz mniej zwolenników. Z drugiej strony, jeśli każde z ugrupowań opozycyjnych poszłoby do wyborów osobno, to prawdopodobieństwo trzeciej kadencji dla PiS zdecydowanie by wzrosło.
Ile powinno być list po stronie opozycji?
Jeżeli wyłączyć z tego wyliczenia Konfederację, to sądzę, że optymalne byłyby trzy listy. Osobno lista Lewicy, osobna PO i osobna lista centrowa, lekko na prawo od PO, czyli skupiająca PSL, Polskę 2050 i Porozumienie.
Jest pan w stanie porozumieć się z Szymonem Hołownią, który przyjął pod swoje skrzydła byłych członków PO?
Nie widzę żadnego powodu, żeby nie współpracować z dawnymi członkami PO czy w ogóle z Platformą. Jeżeli opozycja chce odsunąć PiS od władzy, a moim zdaniem tego wymaga interes Polski, to musimy wykazać się gotowością przekraczania linii podziałów.
Gdy był pan w rządzie PiS, to nie zostawił pan suchej nitki na Donaldzie Tusku.
Nie ma pan racji. Poza krytyką polityki „ciepłej wody w kranie” i zarzutami, że Donald Tusk spowodował skręt PO w lewo, nie znajdzie pan wielu krytycznych moich wypowiedzi.
Jako polityka stawia pan wyżej Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego?
Obydwaj są najwybitniejszymi politykami Polski po 1989 r., a próby ustawiania ich na podium pozostawiam przyszłym historykom.
Czy powinien być jeden wspólny kandydat opozycji na premiera?
Ten scenariusz nie sprawdził się na Węgrzech i wątpię, by sprawdził się w Polsce. Gdyby jednak wskazywać takiego kandydata, to musiałby to być polityk, który ma szczególne zdolności do łączenia. Do tej roli nadawałby się Władysław Kosiniak-Kamysz. Jeżeli szukać kogoś, kto łączyłby opozycję, to nie ma lepszego lidera.
— współpraca Karol Ikonowicz