Emmanuel Riviere: Marine Le Pen nie będzie następnym prezydentem

We Francji narasta atmosfera, jaka panowała w czasie wojny w Algierii. Wtedy Francuzi byli tak zmęczeni przemocą, że za pokój byli gotowi oddać terytoria, które należały do Republiki od 150 lat. Ale dziś nie możemy oddać Nicei i Paryża – mówi Emmanuel Riviere, dyrektor czołowej agencji badania opinii publicznej Sofres.

Aktualizacja: 19.07.2016 17:49 Publikacja: 18.07.2016 19:39

Emmanuel Rivi?re

Emmanuel Rivi?re

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Po Nicei dla Francuzów nie będzie nic ważniejszego niż powstrzymanie terrorystów?

Emmanuel Riviere: Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Tak było w Hiszpanii, gdy kampanię terroru prowadziła ETA, tak było w Wielkiej Brytanii, gdy walczyła IRA. Dla Francji sytuacja jest nawet gorsza, bo kraj jest zagrożony ze wszystkich stron, od środka, ale i ze strony Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. W Nicei zamachowiec działał sam, zradykalizował się bardzo niedawno. To oznacza, że uderzenie może nastąpić dosłownie w każdej chwili. Narasta więc paranoja, powszechny strach. To może być scenariusz porównywalny do tego, co się działo w czasie wojny w Algierii na początku lat 60. Francuzi byli tak zmęczeni, że chcieli pokoju nawet za cenę porzucenia terytoriów będących integralną częścią Republiki od 150 lat.

Ale teraz Francja nie może porzucić Paryża ani Nicei. Jak ma odzyskać pokój?

Poddanie się oznaczałoby dziś przyjęcie szariatu, rezygnację z naszego stylu życia. Taka jest stawka. Dlatego pokój z dżihadystami nie jest możliwy.

Parafrazując Włodzimierza Iljicza Lenina: co robić?

Nie ustępować terrorystom, nie dopuścić do podziału społeczeństwa, do stygmatyzacji wszystkich muzułmanów. Na razie to się udaje. Nawet Marine Le Pen mówi o przywróceniu kontroli granic, ograniczeniu władzy Brukseli, ale nie pobudza do konfliktu z wyznawcami islamu.

A jak reagują francuscy muzułmanie?

Tradycyjnie głosowali na Partię Socjalistyczną, nie chcieli się odseparowywać od reszty społeczeństwa. Teraz to się zmienia. To jeden z powodów, dla których lewica przegrywa na przedmieściach Paryża, w Prowansji, na Lazurowym Wybrzeżu. Ale muzułmanie nie tworzą własnych ugrupowań.

Strach po zamachach spowoduje, że w przyszłym roku Marine Le Pen zostanie prezydentem Francji?

Zamachy sprzyjają Le Pen. Powodują, że takie tematy, jak tożsamość narodowa i imigracja, wysuwają się na pierwszy plan, a to główne hasła FN. Po zamachu na „Charlie Hebdo" skrajna prawica uzyskała znakomity wynik w wyborach departamentalnych, a po zamachach 13 listopada – w pierwszej turze wyborów uzupełniających do Senatu. Ale akty terrorystyczne przede wszystkim konsolidują już przekonanych zwolenników Frontu Narodowego, a w znacznie mniejszym stopniu skłaniają nowych do głosowania na Le Pen. Spodziewam się, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich liderka FN dostanie 25–30 proc. głosów, a w drugiej poparcie dla niej wzrośnie, ale nie przekroczy 40 proc.

Socjaliści mogą więc utrzymać się u władzy?

Nie wierzę w to. Od 1981 r. przy każdych wyborach ekipa u władzy przegrywa z powodów, które zamachy terrorystyczne tylko umocniły: zawodu rządzącymi, niezrozumienia ich działania. Nie bardzo widzę, jak w takich warunkach socjalista miałby wyprzedzić kandydata Republikanów i przejść do drugiej tury. Hollande liczy na podział prawicy, ale to nie nastąpi dzięki prawyborom.

A Emmanuel Macron, minister finansów, wschodząca gwiazda socjalistów?

Z powodu zamachów terrorystycznych ludzie nie chcą nowości, wolą postawić na doświadczonych polityków niż młode pokolenie.

Czyli Nicolas Sarkozy wraca do Pałacu Elizejskiego?

Na to trzeba spojrzeć w szerszym kontekście. Zamach na „Charlie Hebdo" i sklep Hypercasher to było uderzenie w lewicowych intelektualistów i Żydów. 13 listopada terroryści uderzyli szerzej, we Francuzów, którzy potrafią korzystać z życia, wychodzą do kafejek, na koncerty – jak w Bataclan. Ale w Nicei na celowniku znaleźli się już dosłownie wszyscy. Może to spowodować poczucie powszechnego zagrożenie i rosnącą wrogość wobec mniejszości muzułmańskiej. Na tym zyskałby taki konfrontacyjny polityk jak Nicolas Sarkozy. Ale jeśli nie dojdzie do podobnego zwarcia, większe szanse ma znacznie bardziej zrównoważony polityk, jakim jest Alain Juppé.

—rozmawiał Jędrzej Bielecki

Polityka
Co dalej z AfD? Czy można zdelegalizować partię popieraną przez jedną czwartą narodu?
Polityka
Powtórzone wybory prezydenckie w Rumunii. Triumf kandydata prawicy
Polityka
Wojna na Ukrainie. Donald Trump: Z jedną ze stron jesteśmy bliżej porozumienia
Polityka
Szwecja oferowała migrantom 900 euro, by wyjechali z kraju. Teraz będzie to znacznie więcej
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
Rumunia wybiera prezydenta. Test dla nacjonalizmu w stylu Trumpa
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne