– Oczywiście, nie mogliśmy rozwiązać wszystkich problemów, ale ja uważam, że spotkanie było bardzo pożyteczne – oświadczył szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow.
Kolejne rozmowy „normandzkiej czwórki" (Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy) odbywały się w nocy z 11 na 12 czerwca. Ławrow upierał się, że rozmawiano tam o „uregulowaniu wewnątrzukraińskiego kryzysu". Ale w trakcie spotkania ukraińskie MSZ ostro zaprotestowało przeciw nazywaniu konfliktu w Donbasie „wojną domową". Takiego sformułowania użyła zaś niemiecka publiczna Deutsche Welle, informując o rozmowach, po czym przeprosiła za „niedotrzymanie dziennikarskich standardów".
Rozmowy utknęły na propozycji wprowadzenia sił ONZ do Donbasu. Idea od 2014 roku zgłaszana przez Kijów, została w zeszłym roku przedstawiona przez prezydenta Putina jako jego własna. Od tej pory rosyjska dyplomacja robi wszystko, by nie weszła w życie.
– Wyjaśniliśmy, że pomysły zgłaszane i przez ukraińskich kolegów, i przez amerykańskich przedstawicieli, by pokojową misję przekształcić w coś w rodzaju komendantury wojskowo-politycznej kontrolującej całe terytorium proklamowanych republik (chodzi o terytoria pod władzą rosyjskich separatystów – red.), całkowicie niszczą mińskie porozumienia – wyjaśniał Ławrow. – Wydaje mi się, że Francuzi i Niemcy rozumieją naszą logikę – dodał.
Mimo fiaska spotkania z powodu rosyjskiej obstrukcji, ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Francji na wspólnej konferencji przekonywali, że „Rosja i Ukraina w zasadzie porozumiały się co do pokojowej misji ONZ, pozostały tylko różnice, jak realizowana będzie ta idea".