„Relacje Rosji i NATO dobiegły smutnego końca", „Moskwa decyduje się na zerwanie stosunków z NATO", „Koniec epoki. Cofamy się o 30 lat". To wtorkowe reakcje rosyjskich mediów na decyzję Moskwy, o której w Kwaterze Głównej sojuszu dowiedziano się w poniedziałek z briefingu prasowego szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa.
Do 1 listopada Rosja wycofa z Brukseli wszystkich dyplomatów i wstrzymuje pracę swojego przedstawicielstwa przy NATO. Do tego czasu pracownicy wojskowej misji łącznikowej sojuszu i biura informacyjnego NATO muszą opuścić Moskwę. W „sprawach pilnych" Ławrow odsyła przedstawicieli NATO do ambasadora Rosji w Belgii. Na Kremlu twierdzą, że to reakcja na wyproszenie z siedziby sojuszu ośmiu rosyjskich dyplomatów oskarżonych o szpiegostwo oraz zmniejszenie liczebności rosyjskiej misji z 20 do 10 osób.
– Moskwa chce w ten sposób zademonstrować, że NATO jest niezbyt istotną instytucją i że lepiej mieć do czynienia bezpośrednio z poszczególnymi krajami sojuszu – mówi „Rzeczpospolitej" Robert Pszczel, były dyrektor biura NATO w Moskwie, obecnie ekspert Fundacji im. Pułaskiego. – Być może ktoś sobie wykoncypował w Moskwie, że tego typu ogłoszona z przytupem decyzja wpłynie na niektórych członków NATO i że zaczną iść na jakieś ustępstwa i próbować Rosję udobruchać. Celem jest skłócenie i wprowadzenie zamieszania wewnątrz NATO – twierdzi.
Czytaj więcej
Rosja zawiesi działalność swojej misji przy NATO od przyszłego miesiąca w odpowiedzi na wydalenie przez sojusz ośmiu Rosjan - zapowiedział rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
Z Moskwy takie sygnały już płyną. Rosyjskie media wskazują, że w obecnej sytuacji kluczowe znaczenie ma bezpośredni kontakt generała Walerija Gierasimowa (dowódcy Sztabu Generalnego rosyjskiej armii) z przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA generałem Markiem Milleyem. We wrześniu spotykali się w Helsinkach i przez sześć godzin rozmawiali m.in. o „zmniejszeniu ryzyka konfrontacji wojskowej".