Jeśli zastosować powiedzenie o walce buldogów pod dywanem do obecnej sytuacji na szczytach władzy Platformy Obywatelskiej, trzeba dodać, że bój toczy się pod grubą warstwą kilku dywanów. I nawet najbardziej pogryzione buldogi udają, że nic im się nie stało.
Politycy PO są dyskretni w kwestii konfliktu między Donaldem Tuskiem i Grzegorzem Schetyną. Ten jednak trwa. Raz słabnie, raz się nasila, więc dziś trudno stwierdzić, czy skończy się pojednaniem czy politycznym mordem. Tusk ciężko zranił Schetynę i dotkliwie upokorzył, ale ciągle go potrzebuje. Bo przycinany przez Tuska Schetyna sam ma przycinać rosnące ambicje przywódcze Bronisława Komorowskiego, Janusza Palikota i Jarosława Gowina.
[srodtytul] Przed starciem ostatecznym[/srodtytul]
Wśród polityków PO im dalej od dworów obu antagonistów, tym więcej jest nadziei, że dojdzie do pojednania. W oczach szeregowych posłów wojna między Tuskiem i Schetyną jest całkowicie nielogiczna. – Oni są na siebie skazani – to zdanie, które najczęściej można usłyszeć.
W maju odbędzie się kongres Platformy, podczas którego Tusk ma ogłosić start w wyborach prezydenckich i ewentualnie wskazać następcę na stanowiskach szefa rządu i partii. Posłowie PO karmią się nadzieją, że dzisiejsza wojna to tylko efekt przedkongresowych emocji i gier interesów. Ludzie będący bliżej rozgrywki oceniają jednak sytuację jako bardzo poważną.