W niedzielnych wyborach starli się starzy antagoniści. Dwoje kandydatów przeszło do drugiej tury: Salome Zurabiszwili popierana przez rządzącą partię Gruzińskie Marzenie miliardera Bidziny Iwaniszwilego, oraz Grigol Waszadze wspierany przez Zjednoczony Ruch Narodowy, partię założoną przez byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego.
Walka polityczna odbywa się przy pomocy pośredników: ani Iwaniszwili, ani Saakaszwili nie startowali w wyborach. Iwaniszwili nie chciał (nie jest zbyt popularny), Saakaszwili nie może – od czterech lat jest w Gruzji poszukiwany listem gończym i mieszka w Holandii.
Jednak zarówno urodzona we Francji Zurabiszwili (przez pewien czas była nawet ambasadorem Francji w Tbilisi), jak i jej przeciwnik Waszadze byli w różnych okresach szefami gruzińskiej dyplomacji podczas prezydentury Saakaszwilego. Kolejny szef MSZ Zurab Dżaparidze zajął piąte miejsce w niedzielnych wyborach i nie przeszedł do drugiej tury – domagał się zaś legalizacji marihuany. Tuż przed głosowaniem aresztowano go w tbiliskim parku, gdzie przechodniom rozdawał skręty z narkotykiem.
Przed głosowaniem zwolennicy miliardera Iwaniszwilego twierdzili, że jego protegowana Zurabiszwili wygra w pierwszej turze. Jej przeciwnicy zaś udowadniają, że podczas niedzielnego głosowania rządząca partia dokonała licznych fałszerstw.
W Gruzji narasta niechęć do rządzącego Marzenia – które z kolei obiecywało „przywrócenie normalności po szalonych rządach Saakaszwilego". Od grudnia ub. roku trwają z różnym natężeniem protesty i demonstracje przeciw przedstawicielom władzy wywołane śmiercią dwóch uczniów w Tbilisi. Obaj zginęli w bójce na noże. Organy ścigania długo uchylały się od znalezienia sprawców, aż wyszło na jaw dlaczego – jeden z zabójców był synem prokuratora.