Takim jest niewątpliwie Jens Spahn, minister zdrowia, który znany jest z ostrych ocen pani kanclerz. Będzie jednym z kandydatów na grudniowym zjeździe. Podobnie jak konserwatywny Friedrich Merz, największy wewnętrzny wróg Angeli Merkel z dawnych czasów, gdy zmusiła go do ewakuowania się z CDU.
Ale kandydaturę zgłosi także Annegret Kramp-Karrenbauer, sekretarz generalna partii i protegowana pani kanclerz, z którą szefowa rządu mogłaby ułożyć w przyszłości poprawne relacje.
Na to liczy Merkel. Wie, że po 18 latach doszła do ściany i nie jest w stanie dłużej kontrolować swego ugrupowania. Zwłaszcza że kilka tygodni temu frakcja parlamentarna CDU/CSU wybrała nieoczekiwanie na swego szefa Ralfa Brinkhausa, rezygnując z zaufanego od lat współpracownika Merkel, jakim był Volker Kauder. Dla przewodniczącej Merkel był to nieomylny sygnał, że jej czas dobiega definitywnie końca.
Jednym ze źródeł niepokojów CDU jest niezadowolenie dwu trzecich obywateli z polityki imigracyjnej Merkel. Może to brzmieć paradoksalnie, ale w kampaniach wyborczych w Bawarii i Hesji problem uchodźców i imigrantów ustąpił miejsca sprawom socjalnym, mieszkaniowym czy szkolnictwa. W samej CDU wielu konserwatywnych polityków nie może się jednak pogodzić z tym, że w nazwie CDU (Unia Chrześcijańsko- Demokratyczna) wyblakła litera C od przymiotnika chrześcijańska. To wynik polityki Merkel, która przesunęła swą partię mocno w kierunku centrum sceny politycznej. Wygrywała wybory, ale z coraz słabszym wynikiem.
Zadecyduje SPD
Angela Merkel stoi obecnie na czele rządu, którego wszyscy partnerzy mają poważne problemy. Prócz CDU także CSU oraz SPD. Socjaldemokraci tracą poparcie w tempie jeszcze większym niż CDU. Jest to cena współpracy na szczeblu rządowym z partią Merkel, która przejęła wiele postulatów socjalnych socjaldemokratów. Niemieckie media spekulują obecnie, że SPD opuści w najbliższej przyszłości koalicję. Wtedy nastąpią przedterminowe wybory do Bundestagu, w których lokomotywą wyborczą CDU nie będzie już Merkel.
– To od SPD zależy dzisiaj polityczny los Merkel, lecz w obecnych warunkach rzeczą niemożliwą jest przedstawienie jakiegoś realistycznego scenariusza – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Eckhard Jesse, politolog z uniwersytetu w Chemnitz. Socjaldemokraci boją się nowych wyborów, bo mogą ponieść jeszcze większe straty. Mogliby wprawdzie liczyć na to, że w wyniku przedterminowej elekcji mogliby utworzyć rząd koalicyjny z Zielonymi, ale jest to ogromne ryzyko, którego niemieccy politycy starają się unikać.