To już chyba definitywny koniec miodowych miesięcy PO i wyborców. Dwa tygodnie temu partia Donalda Tuska straciła 8 pkt proc. w sondażu GfK Polonia przeprowadzonym dla „Rz” – poparcie dla niej zmalało z 49 do 41 proc. Kolejne dwa tygodnie to spadek o 1 proc. Czy to powód do łez?
– W żadnym razie – uważa Wojciech Łukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Po prostu sondażowe poparcie dla PO zbliżyło się do realnego poziomu.
Rzeczywiście z dotychczasowych doświadczeń wynika, że każda partia rządząca po wyborach zyskuje dodatkowe poparcie, a potem jej notowania stopniowo się pogarszają. Platformę ta prawidłowość dotknęła dużo później niż jej poprzedniczki. Poza tym PO nie czuje oddechu opozycji na plecach. Według najnowszego sondażu poparcie dla PiS wynosi 22 proc., o 2 pkt proc. więcej niż przed dwoma tygodniami.
– Część elektoratu lawiruje między PO a PiS – zauważa Łukowski. – Gdy coś mu się nie spodoba w partii rządzącej, przerzuca swoją sympatię na partię Jarosława Kaczyńskiego i odwrotnie.
Ostatnie ugrupowanie, które weszłoby do Sejmu, to Sojusz Lewicy Demokratycznej. Po burzliwej walce o przywództwo poparcie dla SLD wynosi 6 proc. – o 1 pkt proc. więcej niż przed kongresem. Zdaniem Łukowskiego nowe otwarcie w Sojuszu związane ze zmianą lidera i wyraźniejsze oblicze ideowe tej partii może w przyszłości zaowocować dalszym wzrostem poparcia – nawet do poziomu 10 proc.