Polska ma ambicję odgrywania znaczącej roli na arenie międzynarodowej. Chcemy kształtować politykę wschodnią UE, wpływać na sytuację na Kaukazie, rozdawać karty w Europie Środkowej. Byłoby nam zdecydowanie łatwiej realizować te cele, gdyby istniało w Polsce rozbudowane zaplecze eksperckie dla polityki. Niestety, jedynie nieliczne instytucje zajmują się nią profesjonalnie, a kadry ekspertów przedstawiają się skromnie. To większy problem dla polityki zagranicznej niż jej uwikłanie w partyjne spory. Na tym przykładzie widać doskonale słabość polskiej politologii, mizerię debaty publicznej i krótkowzroczność polityków.
Jeśli w jakiejś dziedzinie nauki postulat zerwania z komunistyczną przeszłością był szczególnie zasadny, to właśnie w naukach politycznych. W PRL były one poddane ideologicznej presji, a weryfikacji kadr dokonywano bynajmniej nie pod kątem merytorycznych zdolności. Jak zwykle zdarzały się wyjątki i nie każdy politolog, który zaczynał karierę przed rokiem 1989, musi się wstydzić swej przeszłości.
Niemniej wielu niegdysiejszych piewców RWPG i Układu Warszawskiego w wolnej Polsce mogło bez przeszkód kontynuować pracę dydaktyczną, często wspinając się na szczyty akademickiej hierarchii wydziałów politologicznych. Niektórzy z nich profilaktycznie nawrócili się na UE i NATO, ale w parze z neofickim oddaniem nie szła zwykle jakość badań.Nadzieje na studia międzynarodowe z prawdziwego zdarzenia zaczęto więc pokładać w nowo tworzonych katedrach europeistyki i organizacjach pozarządowych. Szybko okazało się, że nie wypełnią one luki. Po pierwsze, nie rozwiązały problemu kadr, zmuszone często korzystać z weteranów politologii peerelowskiej, którzy także następców wychowywali na swój obraz i podobieństwo. Po drugie, większość instytucji zajmujących się UE, zamiast rzetelnie analizować mechanizmy jej funkcjonowania, zajęła się prounijną propagandą. Było to z pewnością łatwiejsze – już choćby z uwagi na dostęp do funduszy na tego typu działalność.
Większość instytucji zajmujących się Unią Europejską, zamiast rzetelnie analizować mechanizmy jej funkcjonowania, zajęła się prounijną propagandą
Ponadto w wielu środowiskach pokutowało przekonanie, że w Europie nastały czasy solidarnej współpracy w imię jej jednoczenia i przezwyciężania antagonizmów. Nastawione przede wszystkim na troskę o polską rację stanu zaplecze eksperckie jawiło się zatem jako niepotrzebny relikt konfrontacyjnego sposobu myślenia o stosunkach międzynarodowych. Nic zatem dziwnego, że euroentuzjaści niewiele wnieśli do rozwoju politologii.Osiągnięcia eurosceptyków również nie są imponujące. Ich możliwości finansowania badań eksperckich okazały się skromne, a niewielkie środki, którymi dysponowali, woleli inwestować na ogół także w propagandę. I tak wielki spór o miejsce Polski w UE, zamiast stworzyć podwaliny nowoczesnej, odpowiadającej na potrzeby polskiej polityki politologii, okazał się intelektualnie jałowy.