Kiedyś atakowano zwolenników idei IV Rzeczypospolitej, że malują czarny obraz polskiej demokracji, że nie doceniają jej osiągnięć. I co się okazało? Okazało się, że Konstytucja RP była warta funta kłaków.
Prezydent Aleksander Kwaśniewski, jeden z jej twórców, od początku ją łamał, lekceważył i naruszał. Pamiętamy przecież wszyscy, jak chwalono go i wysławiano za jego niezwykle aktywną i skuteczną politykę zagraniczną. Był na szczycie Unii w 2003 roku, nie mówiąc już o mieszaniu się do polityki wobec Ukrainy, do relacji z Niemcami, Francją, ze Stanami Zjednoczonymi.
[srodtytul]Gdzie byłaś „Gazeto”?[/srodtytul]
Tymczasem, jak przekonują nas nasi najlepsi konstytucjonaliści, konstytucja jasno stanowi, że politykę zagraniczną prowadzi rząd, a nie prezydent. Kwaśniewski zasłużył zatem na postawienie przed Trybunałem Stanu. I tylko nie sposób nie zadać pytania: „Gdzieście byli panowie konstytucjonaliści, dlaczego nie biliście na alarm? Gdzie byłaś «Gazeto»? Dlaczego cię jeszcze nie było «Dzienniku»?”.
Niestety prezydenta Kaczyńskiego popchnięto do tej samej złej praktyki. Kiedy chciał, by na spotkaniu Trójkąta Weimarskiego zastąpił go premier Marcinkiewicz, nikt nie odetchnął z ulgą, że wreszcie zaczniemy stosować konstytucję. Gdy w czasie negocjacji traktatu lizbońskiego konsultował się z premierem Jarosławem Kaczyńskim, jak wymaga tego konstytucja, wykpiwano to jako objaw słabości itd.