Nursułtan Nazarbajew jest i tak utożsamiany z państwem, w którym objął ster władzy jeszcze w 1989 roku, zostając pierwszym sekretarzem Komunistycznej Partii Kazachstanu. Prezydentem został jeszcze przed upadkiem ZSRR w 1990 roku i od tamtej pory twardą ręką rządzi najbogatszym krajem Azji Środkowej.
Odchodząc, nie tłumaczył przyczyn i nie wskazał następców. Mogłoby się wydawać, że „Jelbasy", co po kazachsku oznacza „lider narodu" (to oficjalny tytuł Nazarbajewa od 2010 roku), zakończył we wtorek swoje wieloletnie rządy i odszedł na emeryturę.
Odchodzę i zostaję
Jeszcze na początku lutego spekulowano na temat ewentualnego odejścia prezydenta. Sam wywołał te spekulacje, gdyż osobiście zwrócił się do Rady Konstytucyjnej (kazachski odpowiednik Sądu Konstytucyjnego) z zapytaniem, czy najważniejsza ustawa przewiduje przedterminowe zakończenie kadencji prezydenta z powodu stanu zdrowia. Konstytucjonaliści stwierdzili, że tak, a Nazarbajew tłumaczył, że chodzi jedynie o jego „prywatne zainteresowanie tematem" i nic więcej. O dziwnym „zainteresowaniu" prezydenta w Kazachstanie zdążono już zapomnieć.
– Podjąłem trudną dla siebie decyzję – składam obowiązki prezydenta Republiki Kazachstanu – niespodziewanie zadeklarował we wtorek Nazarbajew w oświadczeniu transmitowanym przez wszystkie stacje telewizyjne i radiowe w kraju. To mogło przypominać słynne wystąpienie prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, który 31 grudnia 1999 roku oświadczył o swoim odejściu.
Wcześniej jednak wytypował Władimira Putina na swojego następcę i po odejściu nie miał już wpływu na sytuację w kraju. Odejście przywódcy Kazachstanu jest jednak nieco bardziej skomplikowane. Przypomniał, że w związku z obowiązującym w Kazachstanie prawem wciąż pozostanie pierwszym prezydentem noszącym tytuł „Jelbasy".