Pomysł powierzenia ABW koordynowania działań antyterrorystycznych podoba się gen. Adamowi Rapackiemu, wiceszefowi MSWiA kierującemu pracami rządowego zespołu, który przygotowuje już odpowiednie dokumenty.
– Mam nadzieję, że w grudniu opracowane przez nas wytyczne zostaną przedstawione premierowi do podpisania – mówi „Rz" gen. Rapacki.
Przekazanie ABW uprawnień do koordynowania działań antyterrorystycznych będzie oznaczało, że każda instytucja będzie zobligowana przekazywać agencji również informacje o tym, co robi w związku z zagrożeniem antyterrorystycznym, o którym poinformowała agencję. – Chodzi o to, aby w jednym miejscu skupiała się informacja o zagrożeniach i podjętych w tej sprawie działaniach – tłumaczy Cichocki.
– To nie są żadne wielkomocarstwowe plany ABW – zapewnia „Rz" gen. Adam Rapacki. – Agencja nie będzie bowiem miała prawa wpływać na działania innych służb. Będzie tylko informowana o podejmowanych przez nich kierunkach działania.
Zaznacza też, że po zmianach, jeśli coś się wydarzy, to w pierwszej kolejności odpowiedzialność będzie ponosiła właśnie ABW.
Uniknąć norweskich błędów
Czym może się skończyć brak odpowiedniej współpracy między policją a wywiadem, najlepiej ilustruje przykład Norwega Andersa Behringa Breivika, który 22 lipca 2011 r. zabił 77 osób w dwóch samotnie dokonanych zamachach terrorystycznych. Jego radykalne poglądy, które zresztą chętnie artykułował w Internecie, czy prywatna firma rolna wykorzystywana przez niego do legalnego kupowania nawozów, z których wyrabiał potem materiały wybuchowe, od lat wzbudzały podejrzenia. Norweskie służby wiedziały, że Breivik miał ultraprawicowe poglądy, że próbował w Pradze kupić broń, że zamówił 6 ton nawozu i wreszcie – że na swojej farmie prowadzi podejrzaną działalność. Problem w tym, że policja i służby antyterrorystyczne nie dzieliły się ze sobą swoją wiedzą o Breiviku. Nie było więc komu połączyć faktów, które – jak się okazało już po zamachach – układały się w jedną spójną całość. Nic dziwnego, że gdy Breivik przerywał kilkakrotnie jatkę na wyspie Utoya, żeby zadzwonić na policję, ta nawet nie wiedziała, z kim rozmawia. —raf