Wszystko wskazuje na to, że niedzielne wybory prezydenckie mogą wywrócić do góry nogami całą scenę polityczną na Ukrainie. W Kijowie się mówi, że im większe są szanse artysty kabaretowego Wołodymyra Zełenskiego na zwycięstwo, tym więcej polityków i oligarchów chce zająć miejsce u jego boku.
Lokalne media spekulują, że nieoficjalnie komik już dostał poparcie sporej części parlamentu i nie brakuje chętnych do wejścia z nim w koalicję. Analitycy w Kijowie twierdzą, że albo kabareciarzowi uda się przekonać większość deputowanych, albo Ukrainę czeka poważny kryzys polityczny. – Dzisiaj nikt nie potrafi powiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja w kraju po 21 kwietnia. Nie wiedzą tego nawet ci, którzy podejmują w państwie odpowiedzialne decyzje – opowiada „Rzeczpospolitej" o panujących w Kijowie nastrojach Witalij Portnikow, znany ukraiński politolog.
Chętnych nie brakuje
Sondaże świadczą o tym, że szanse obecnego prezydenta na reelekcję są niewielkie. Znany kijowski ośrodek Rating poinformował kilka dni temu, że na komika chce głosować aż 61 proc. Ukraińców, którzy deklarują udział w wyborach prezydenckich. Z kolei głos na Petra Poroszenkę chce oddać jedynie 24 proc. wyborców. Zełenski prowadzi na wschodzie, południu oraz w centrum kraju, a na zachodzie ma mniej więcej takie samo poparcie co urzędujący prezydent.
Nastroje te wyczuwają deputowani Rady Najwyższej. Popularny portal Ukraińska Prawda twierdzi, że w gmachu parlamentu panuje atmosfera zapowiadająca „kolosalne zamieszanie". Opisując kuluarowe plotki, portal podaje, że już po pierwszej turze wyborów część deputowanych z różnych ugrupowań zaczęła pukać do drzwi sztabu wyborczego Zełenskiego. Na początku niewielu parlamentarzystów wierzyło w zwycięstwo komika. Teraz sytuacja jest odwrotna.
Poglądy nie są najważniejsze
– Myślę, że wśród obecnych deputowanych będzie sporo chętnych, by dołączyć do jego partii. Nie jest tajemnicą, że część deputowanych ma z nim dobre relacje i aktywnie go popiera. Wszystko będzie zależało od samego Zełenskiego, który od początku twierdził, że chce wprowadzić do parlamentu nowe twarze – mówi „Rzeczpospolitej" Mykoła Kniażycki, deputowany z Frontu Ludowego, partii, która wraz z Blokiem Petra Poroszenki od lat tworzy kruchą koalicję w parlamencie. – Nie popieram ani jednego, ani drugiego. Wybierając Zełenskiego, kupujemy kota w worku, nie wiemy, co będzie robił. Największym błędem Poroszenki było to, że doprowadził do konfliktu ze swoimi sojusznikami, a w konsekwencji do dymisji premiera Arsenija Jaceniuka. Skupił wokół siebie całą władzę i przez to cała krytyka za działalność władz spływa personalnie na niego – dodaje.