Najbardziej widoczne jest to właśnie w sprawie Smoleńska. „Zazwyczaj ja mówiłem, a on słuchał. Zawsze miałem jednak wrażenie, że on nie chciał, by te szczegółowe problemy do niego dochodziły. Minister Arabski czasem nawet mi mówił: W tej i tej sprawie premier nie będzie podejmować decyzji. On chyba nawet wolał, żeby kwestie związane ze Smoleńskiem zatrzymywały się na niższym poziomie. Niech decyzje podejmują ministrowie, on się w to nie będzie mieszał" – relacjonował spotkania z Tuskiem w swojej książce były polski przedstawiciel przy MAK Edmund Klich.
Zresztą nie tylko w sprawie smoleńskiej premier woli pozostawać nieco z boku. Podobnie było w przypadku sporu między ministrem sprawiedliwości a koalicyjnym PSL o likwidację małych sądów. – Przez długi czas premier nie interesował się nim, udając, że sprawa jest błaha i go nie dotyczy. Jednak postawiony pod ścianą na jednym z posiedzeń rządu musiał przyznać, że rzeczywiście problem jest – relacjonuje jeden z uczestników wydarzeń. Na spotkaniach z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem nadal jednak podkreślał, że to pomysł i sprawa ministra Gowina i on się tym nie interesuje. Podobnie było zresztą w przypadku konwencji Rady Europy w sprawie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. W tym przypadku premier także długo unikał jakiegokolwiek angażowania się w sprawę. W końcu jednak został do tego zmuszony, bo spór między pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Agnieszką Kozłowską-Rajewicz a Jarosławem Gowinem nabrał charakteru publicznego. – Widać było, że premier w ogóle nie jest zainteresowany tą sprawą. Był nawet trochę zły, że musi się nią zajmować. Dało się to odczuć – opowiada jeden z polityków Platformy.
Eksperci zwracają uwagę, że sytuacja, w której szef rządu celowo unika kontrowersyjnych i ważnych tematów, jest nieco kuriozalna.
– Mamy dwie bardzo niepokojące ewentualności: albo szef rządu nie jest w 100 proc. przygotowany do pełnienia swojej funkcji, albo doskonale się we wszystkim orientuje, tylko oszukuje społeczeństwo i swoich współpracowników. Nie wiem, która z nich jest gorsza – podkreśla dr Jacek Kloczkowski, politolog z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej.
– Premier Tusk stworzył zupełnie nową jakość sprawowania tej funkcji. Robi to w stylu „prezydenckim", czyli kogoś, kto jest ponad bieżącymi konfliktami – zwraca uwagę dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – To o tyle paradoksalne, że przecież jako szef rządu ostatecznie ponosi odpowiedzialność za wszystkie wpadki i błędy popełnione przez swoich ministrów. Inna sprawa, że ta oczywista w krajach demokratycznych zasada nie zawsze w Polsce funkcjonuje – dodaje i podkreśla, że być może stąd bierze się skuteczność taktyki Tuska.
Jednak wciąż otwarte pozostaje pytanie, co tak naprawdę trafia na biurko premiera, kto o tym decyduje i czy możliwe jest, by szef rządu nie wiedział np. o ważnych projektach przygotowywanych przez poszczególnych ministrów. – W ubiegłym roku do KPRM wpłynęło ponad 45 tys. pism od obywateli, a kolejne 23 tys.w ramach korespondencji z urzędami było zaadresowane na premiera. Nie jest możliwe, aby zapoznał się z treścią każdego – informuje „Rz" rzecznik rządu Paweł Graś.