Ubiegłoroczny deficyt w lokalnych budżetach mógł wynieść tylko 3–5 mld zł – wynika z informacji „Rz" ze źródeł rządowych i samorządowych. Restrykcje, jakie chciał narzucić gminom minister finansów Jacek Rostowski, okazują się więc zupełnie niepotrzebne. Widać, że włodarze sami ograniczają wydatki i swój deficyt. Owe 3 – 5 mld zł to zaledwie 22 – 37 proc. z 13,5 mld zł planowanego deficytu jeszcze na początku zeszłego roku (w ostatnich trzech latach to wykonanie wynosiło 50 – 60 proc.). I niewiele w stosunku do limitu wynoszącego 10,5 mld zł, jaki chciano wyznaczyć samorządom kilka miesięcy temu.
3 – 5 mld zł mógł wynieść w ubiegłym roku deficyt samorządów
– Od początku przekonywaliśmy, że pomysł z limitami deficytu to kompletny nonsens, czego dziś możemy mieć potwierdzenie – komentuje Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich. – Inwestycje w samorządach wracają powoli do stanu sprzed wielkiego boomu związanego z funduszami UE, co oznacza mniejsze potrzeby pożyczkowe i deficyt. Do tego dochodzi problem z mniejszymi od spodziewanych dochodami i konieczność równoważenia bud- żetów w związku z nowymi wskaźnikami zadłużenia, które zaczną obowiązywać od przyszłego roku – mówi Porawski.
Ostateczne dane poznamy za kilka tygodni, ale o bardzo małym deficycie może świadczyć niewielki wzrost zadłużenia samorządów w bankach komercyjnych. – Na koniec 2012 r. w porównaniu z końcem 2011 r. w sumie wzrosło ono o prawie 2 mld zł. Rok wcześniej wzrost wyniósł ponad 9 mld zł, co oznacza, że dług przyrasta wolniej – analizuje Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.
Mała dziura w lokalnych budżetach to dobra informacja z punktu widzenia resortu finansów, bo pomaga utrzymać w ryzach deficyt całego sektora finansów publicznych. Sam resort szacuje go na 3,5 proc. PKB wobec 5,1 proc. w 2011 r. – Ale oznacza też szybkie hamowanie inwestycji – ostrzega Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich.