Donald Tusk wziął się za ręczne sterowanie partią. W piątek spotkał się z grupą konserwatystów, którym zakomunikował, że klub musi zgodnie poprzeć jeden projekt ustawy o związkach partnerskich.
Jak dowiedziała się „Rz", na spotkaniu z około 40 posłami, którzy głosowali za odrzuceniem projektu ustaw o związkach, mówił, że bardzo by nie chciał, by PO rozbiła się właśnie o tę sprawę. To czytelna sugestia, że konserwatyści z powodu swojego uporu mogą się przyczynić do rozpadu partii. Ale inaczej niż w środę szef rządu był niesłychanie miły i ugodowy wobec uczestników, choć nie wszyscy konserwatyści zostali zaproszeni.
– Wyraźnie poczuł, że w straszeniu naszej grupy posunął się za daleko, i postanowił złagodzić ton, a przy okazji sprawdzić, czy da się nas podzielić – zaznacza jeden z konserwatystów. – W mojej ocenie osiągnąłem cel – mówił Tusk po spotkaniu. – Będzie praca nad tą sprawą i jest szansa na poparcie jednego projektu wychodzącego z komisji. Posłowie, którzy wyszli ze spotkania z premierem, prezentowali oficjalnie optymizm. Mówili, że jedność partii jest wartością i że porozumienie jest możliwe, gdy zacznie się rozmawiać.
Jednak z nieoficjalnych informacji „Rz" wynika, że podczas rozmów jeden z posłów miał odpowiedzieć premierowi, iż w ciemno niczego nie zamierza popierać. Jak zobaczy kompromisowy projekt, wtedy zdecyduje, czy go poprzeć, czy nie. A to zapowiedź kolejnej próby sił.
Przycinanie Gowina
Na spotkaniu zorganizowanym przez marszałek Sejmu Ewę Kopacz nie było ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, nieformalnego lidera konserwatystów. To on na środowym spotkaniu premiera z Klubem PO miał powiedzieć, że to Tusk, forsując skrajne ustawy, rozbija partię.